W sobotę (22.08) niebo nad Dolnym Śląskiem przybrało złowieszczy wygląd niczym wyjęty z horroru. W obliczu ostrzeżenia przed burzami wszyscy myśleli, że zwiastuje ona coś bardzo niepokojącego. Jednak nic bardziej mylnego.
Chociaż obłoki przypominały morze wzburzone podczas sztormu, to jednak żadnych kataklizmów nie przyniosły. To rzadki rodzaj chmury, której nadano nazwę Asperitas, pierwszy raz sfotografowany w 2005 roku w regionie Canterbury w Nowej Zelandii przez Wittę Priester.
Serwisy społecznościowe zawrzały, bo nie brakowało opinii, że zdjęcie „podkręcono” w Photoshopie. Jednak rok później Jane Wiggins podobną chmurę uwieczniła nad Cedar Rapids w stanie Iowa w USA.
Takie cuda niedaleko Wrocka.
— Jarosław Turała (@meteo_expert) August 22, 2020
Fot: Fotografia-Podróże#pogoda pic.twitter.com/rIuzdyxJPs
Wieści o kolejnych zdjęciach zaczęły napływać z różnych stron, zarówno z USA, jak i świata. Widywano je wielokrotnie nad Polską, m.in. nad Warszawą, Poznaniem i Łodzią, a także nad Tatrami. Tym razem zagościła ona na niebie od Wrocławia aż po Milicz.
Zdjęcia od naszej czytelniczki potwierdzają, że owe zagadkowe zjawisko nie jest mistyfikacją. Chmurą tą zainteresował się Gavin Pretor-Pinney, założyciel Towarzystwa Oceny Chmur. Postanowił on wprowadzić zmiany w oficjalnej klasyfikacji chmur, ale nie było to wcale proste.
Jako, że chmura przypominała wzburzone i falujące morze, zdecydowano się na nazwę Undulatus Asperatus. Wiosną 2017 roku chmura po raz pierwszy znalazła się na łamach Międzynarodowego Atlasu Chmur, gdzie jej nazwa została skrócona do Asperitas.
Choć nie w pełni udało się wyjaśnić, w jakich okolicznościach ta chmura powstaje, wiemy, że odmiana dotyczy głównych chmur piętra średniego Altocumulus i Stratocumulus. Zazwyczaj pojawiają się one po rozpadzie chmur burzowych, jako następstwo konwekcji. Właśnie takie warunki atmosferyczne panowały wtedy nad Dolnym Śląskiem.
Źródło: TwojaPogoda.pl