Najpierw Francuzi zmagali się z wyjątkowo długą falą upałów, która w niektórych miejscowościach okazała się najsilniejszą w dziejach pomiarów. W Pointe de Socoa odnotowano nawet 42 stopnie w cieniu, a w Paryżu 38 stopni.
Piekielny żar zakończony został przez gwałtowne burze, które przyniosły nie tylko ulewne deszcze, ale też gradobicia. Lodowe bryły spadły na kolarzy uczestniczących w bardzo wymagającym wyścigu Criterium du Dauphine wiodącym przez Alpy i Dolinę Rodanu aż po podnóża Masywu Centralnego.
Gradziny wielkości orzechów włoskich dotkliwie poraniły plecy kolarzom. Sińce i krwiaki pozostaną z nimi na długo, przypominając, że wyścig będący jednym ze sprawdzianów przed słynnym Tour de France, to nie tylko zmagania ze swoimi słabościami, ale też złowieszczą pogodą.
Zdjęciem swoich poobijanych pleców podzielił się w mediach społecznościowych znany francuski kolarz Tim Declercq z zespołu Deceuninck-Quick Step. Widok jest przerażający. Duże gradziny spadają z wysokości nawet kilkunastu kilometrów z prędkością ponad 120 kilometrów na godzinę.
Gdyby kolarze nie mieli kasków, mogliby ryzykować guzami na głowie, a nawet wstrząśnieniem mózgu, które mogłoby się skończyć tragicznie. Takie gradobicia podczas wyścigów kolarskich wcale nie należą do rzadkości.
Gradobicie podczas Tour de Pologne
Furię przyrody przeżyli też zawodnicy biorący udział w pierwszym etapie Tour de Pologne w 2014 roku. W drodze między Gdańskiem a Bydgoszczą w Raciniewie kolarze wjechali w potworną burzę z gradem wielkości kurzych jaj.
To była prawdziwa walka z przeszkodami na drodze. Wichura powaliła wiele drzew, a ulewa podmyła pobocza. Kolarze musieli omijać połamane gałęzie i naniesiony żwir i kamienie. Organizatorzy myśleli o przerwaniu etapu, ale ostatecznie się na to nie zdecydowali. Efekt to kilka sporych kraks.
Źródło: TwojaPogoda.pl / France24.