Jeśli myślicie, że trąby powietrzne w Polsce to nowość i pojawiają się za sprawą globalnego ocieplenia, a niegdyś o nich nie słyszano, to jesteście w błędzie. Najstarszy opis trąby na ziemiach polskich pochodzi z 1680 roku, jednak ciemne leje pojawiały się od zawsze.
Dowodem na to są archiwalne wydania gazet. W 26. wydaniu "Krakusa" z 1891 roku znajdujemy przerażający opis szkód poczynionych przez trąbę powietrzną, która 9 czerwca tego roku przeszła nad wsiami Ponikwy i Szarowola w województwie brodzkim (dzisiejsze zachodnie krańce Ukrainy).
Żywioł zdewastował cerkiew, pobliski spichlerz i powyrywał z korzeniami drzewa w sadach. W ruinę obrócił wiele budynków, po których pozostały często tylko słupy. Jak donosi gazeta, całkowicie zniszczonych zostało ponad 100 budynków, a uszkodzonych przeszło 70.
Prawdziwy dramat rozegrał się w Szarowoli, gdzie podczas burzy żona Mikołaja Hrycyszyna kołysała małe dziecko, gdy trąba zerwała dach i porwała kołyskę. Mieszkańcy zaczęli jej poszukiwać. Znaleźli około 80 metrów dalej wiszącą na przechylonej przez nawałnicę śliwie. Niestety, dziecka w niej nie było. Leżało ono martwe w kałuży, około 20-25 metrów dalej.
Pełny tekst z gazety "Krakus" z 27 czerwca 1891 roku:
Zburzenie wsi Ponikwy. Hałyckaja Ruś przynosi pełne zgrozy szczegóły o cyklonie, który dnia 9go b.m. nawiedził i spustoszył w przerażający sposób wieś Ponikwę w powiecie brodzkim. Trąba powietrzna wyrwała z cerkwi drzwi, zniosła drewniany jej wierzch z blaszanym dachem i krzyżem, który ważył około 3 cetnarów, zabrała wreszcie pająk około 800 złr. kosztujący i wszystko rozniosła gdzieś tak, że śladu niema. Został tylko ołtarz i Najśw. Sakrament prawie cudem. Z plebanii murowanej trąba zerwała ganki, oparte na czterech kamiennych słupach, uszkodziła ściany, zawaliła sufit, zerwała komin; na dach plebanii przyniosła zkądś burza ogromny krzyż. Ze spichrza, w którym było zboże, została tylko podłoga. Drzewa połamane w sadach, lub powyrywane z korzeniami. Po drodze z Ponikwy do Szarowoli widać rozwalone budynki; do jednej z chat trąba powietrzna wpadła przez okno, wyrwała drzwi, sufit z dachem, nawet ściany tak, iż pozostały tylko słupy z płatwiami; ze sprzętów zaś pozostały ławy, pod któremi schronili się przerażeni ludzie. - Wszystkich budynków zburzonych do gruntu jest 106, pochylonych przez huragan około 60, a bez dachu kilkanaście. U Mikołaja Hrycyszyna - którego zwią Nakonecznym - w Szarowoli, wpadł huragan przez okno do chałupy, zabrał pułap z belkami i z całym dachem. W stragarzu wbity był potężny gwóźdź, na którym wisiała kołyska. Właśnie w tej chwili żona Hrycyszyna kołysała małe dziecko. Strwożona burzą zaczęła się modlić i nagle patrzy: kołyska z dzieckiem gdzieś przepadła, zniknął zarazem stragarz z dachem. Wybiegła na dwór, ale z pułapu, dachu i kołyski niema ani śladu. - Rzucili się ludzie z pomocą rozpaczającej matce, zaczęli szukać i w odległości 40 sążni znaleźli kołyskę, wiszącą na pochylonej przez wicher śliwie. Dziecię jednak znajdowało się o 10 do 12 sążni od kołyski, w kałuży, poczerniałe jak węgiel, martwe. Stragarz leżał daleko na polach pod lasem, dach rozniesiony światami, a z chałupy pozostały tylko słupy.
Jednak dramat ze wsi Szarowola to nie jedyny opis porwania dzieci przez trąbę powietrzną na ziemiach polskich. Zdarzenie, które miało miejsce 31 lat później okazało się znacznie tragiczniejsze w skutkach.
To było gorące popołudnie 15 sierpnia 1922 roku. Mieszkańcy Małopolski wrócili z mszy z okazji święta Matki Boskiej Zielnej. Zjedli obiad i udali się na popołudniowy spoczynek. Dzieci biegały po podwórku i beztrosko się bawiły. Nagle zza horyzontu nadciągnęły granatowe chmury. Zaczęło grzmieć, ulewnie padać i zerwał się gwałtowny wiatr.
Oczom ludności zamieszkującej pas od Olkusza przez Miechów po Jędrzejów (dzisiejsze pogranicze woj. małopolskiego, śląskiego i świętokrzyskiego) ukazał się szary lej wydający z siebie dudnienie, niczym z przejeżdżającego pociągu. Chwilę później trąba powietrzna zaczęła dzieło zniszczenia. Trwało to dosłownie kilka minut.
Gdy wiatr ustał, mieszkańcy nie mogli znaleźć swoich dzieci, które nie zdążyły się ukryć w domu. Poszukiwania skończyły się tragedią. Ośmioro dzieci znaleziono martwych porozrzucanych na polach. Tą straszliwą wiadomość podał "Orędownik Ostrowski" w dniu 13 września 1922 roku:
Choć była to najbardziej zabójcza trąba powietrzna na ziemiach polskich w spisanej historii, to jednak nie jedyna, która porwała i zabiła ludzi. Z tak lakonicznej wiadomości trudno jest wywnioskować jak silne było tornado. Skoro było w stanie przewrócić wagony kolejowe, nawet jeśli były one drewniane i dużo lżejsze od dzisiejszych, to z pewnością wiatr przekraczał 150 km/h.
Tak silne porywy z łatwością były więc w stanie jednocześnie unieść grupkę dzieci i z impetem rzucić nimi o ziemię, powodując ich śmierć. Niewykluczone, że wcześniej dzieci zostały uderzone jakimś porwanym przedmiotem.
Podobnie mogło się skończyć uderzenie trąby powietrznej w Wiktorowie pod Lesznem na Mazowszu. 9 lipca 2004 roku tornado porwało 37-letniego mężczyznę, a następnie rzuciło go na ziemię kilkanaście metrów dalej. Z urazem klatki piersiowej i nogi mężczyzna został przetransportowany śmigłowcem do szpitala. Tego niezwykłego zdarzenia nie zapomniał do dziś.
Dodajmy, że na tle ostatnich kilkunastu lat podczas trąb powietrznych z 15 sierpnia 2008 roku (Śląsk i Ziemia Łódzka) i 14 lipca 2012 roku (Pomorze) zginęły 3 osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. Straty materialne sięgały wielu milionów złotych.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Krakus / Orędownik Ostrowski.