2020 rok jest niezwykły z bardzo wielu powodów, nie tylko koronawirusa. Do długiej listy jego dziwactw astronomowie dopisują niezwykle rzadkie zjawisko, którego jesteśmy świadkami w ten weekend. To tzw. parada planet.
Tuż przed wschodem Słońca na niebie znajdują się wszystkie planety naszego Układu Słonecznego, włącznie z Plutonem, czyli planetą karłowatą. Nie wszystkie jednak możemy dostrzec gołym okiem. Merkury wschodzi bowiem bardzo blisko Słońca i ginie w jego blasku.
Uran, Neptun i Pluton świecą na tyle słabo, że aby je zobaczyć musimy się posiłkować teleskopem. Możemy natomiast zachwycić się wyglądem Wenus, która wyłania się w tym czasie zza wschodniego horyzontu jako jutrzenka.
Wysoko na niebie południowo-wschodnim możemy dostrzec Marsa, a ku południowo-zachodniemu horyzontowi chylą się Jowisz i Saturn. Tym razem parada planet jest wyjątkowo uświetniana przez Księżyc w pełni, która w lipcu zwana jest Pełnią Burzowego Księżyca.
Tylko raz na 170 lat
Podobne specyficzne ułożenie planet po jednej stronie Słońca na niebie ostatnio mogliśmy zobaczyć dawno temu, bo 2 lutego 1982 roku. Następnego raczej nie doczekamy, ponieważ przyjdzie nam na niego czekać aż 141 lat!
Astronomowie wyróżniają wiele różnych rodzajów parad planet. Te najpowszechniejsze składają się z trzech planet, co ma miejsce dwukrotnie na tle roku. Parada czterech planet zdarza się tylko raz w roku, a pięciu planet obok siebie raz na 19 lat. Wszystkie planety układają się średnio raz na 170 lat.
Dla astrologów to jasny sygnał, że czekają nas jakieś nieszczęścia, jakby w tym roku było ich mało. Podobno specyficzny układ planet może się odbić na każdym z nas. Wróżbici zalecają więc nie podejmowanie w najbliższych dniach ryzykownych decyzji i jak najczęstsze relaksowanie się.
Źródło: TwojaPogoda.pl