Najbliższa nam gwiazda, bez której na Ziemi nie byłoby życia, w ostatnim czasie jeszcze bardziej się uspokoiła, ponieważ wkroczyła właśnie w okres minimum swojej aktywności, który charakteryzuje się niewielką ilością ciemnych plam na jej powierzchni.
Systematycznie rośnie liczba dni bez ani jednej plamy. W 2018 roku takich dni było 281, co stanowiło 77 procent dni w całym roku. Pobity został rekord z 2009 roku wynoszący 260 dni. W 2020 roku z pewnością padnie kolejny rekord.
Jednak od czasu do czasu Słońce zwiększa aktywność. Tak stało się w ostatnich dniach, gdy na jego powierzchni doszło do największego rozbłysku promieniowania rentgenowskiego od 20 października 2017 roku, a więc od 3 lat.
Eksplozja klasy M1.1 miała miejsce na północno-wschodnim skraju widocznej z ziemi tarczy słonecznej. Z uwagi na jej pole magnetyczne wiadomo, że plama należała już do 25. cyklu słonecznego. Można więc śmiało stwierdzić, że był to pierwszy rozbłysk nowego cyklu, który może się okazać rekordowy na tle historii.
Nie doszło do wyrzutu masy, nie ma więc najmniejszej szansy na to, że wiatr słoneczny przyniesie nam zorzę polarną. Plama, która wygenerowała rozbłysk, zanim ukazała się na zdjęciach z sondy kosmicznej SDO, zdążyła niemal całkowicie zaniknąć.
Naukowcy nazywają to zjawisko łabędzim śpiewem, ponieważ jest on niczym samotna wyspa podwyższonej aktywności słonecznej pośród oceanu ciszy, który będzie się z biegiem miesięcy pogłębiać. To oznacza, że plam i rozbłysków będzie coraz mniej aż Słońce uspokoi się na dobre.
Słońce najspokojniejsze od 200 lat
Naukowcy z NASA ogłosili, że tak niewielkiej ilości plam i tak długiego okresu bez ich występowania w cyklu rocznym nie notowano jeszcze w całej Erze Kosmicznej, a więc od lat 50. ubiegłego wieku. W szerszym zakresie czasowym Słońce tak spokojne nie było od 200 lat.
Słońce ma około 11-letni cykl aktywności, a to oznacza, że średnio co 5-6 lat mamy maksimum i minimum jego aktywności. Najmniejszą aktywnością nasza dzienna gwiazda wykazywała się w 2008 roku. Jednak prognozy na maksimum aktywności wskazywały na wzmożone rozbłyski na Słońcu, a więc aktywność co najmniej dorównującą tej sprzed 12 lat.
Tak się jednak nie stało, bo okazało się ono równie rekordowo spokojnym, co minimum. Liczba plam zmierzona w kwietniu 2014 roku, najbardziej aktywnym miesiącu 24. cyklu słonecznego, sięgnęła zaledwie 82, a to oznacza, że była najniższą od 8 cykli, a dokładniej od najbardziej aktywnego miesiąca 16. cyklu, gdy w kwietniu 1928 roku odnotowano 78 plam.
Z kolei według danych dr Davida Hathaway'a z Marshall Space Flight Center, tak niewielkiej ilości plam podczas całego cyklu nie obserwowano od 5. lub 6. cyklu, które miały miejsce w 1805 i 1816 roku. Ten okres nazwano Minimum Daltona.
Co dalej z aktywnością Słońca?
Obecnie jesteśmy już po wyjątkowo mizernym szczycie aktywności słonecznej i wkroczyliśmy w następne minimum aktywności, które według najnowszych danych NASA rozpoczęło się w ostatnich miesiącach. Naukowcy prognozują, że będzie ono równie słabe lub jeszcze słabsze niż to minione.
Po 2020 roku aktywność słoneczna znów zacznie rosnąć, ponieważ wkroczymy w kolejny, już 25. cykl. Ze wstępnych prognoz, zaprezentowanych przez NASA, wynika, że szczyt aktywności przypadnie na lata 2023-2026 z apogeum w lipcu 2025 roku (plus minus 8 miesięcy). Eksperci spodziewają się, że liczba plam słonecznych wyniesie około 115. Będzie tym samym oscylować poniżej normy wieloletniej, która waha się od 140 do 220.
Jeśli porównamy prognozowaną liczbę plam z tą odnotowaną w szczycie aktywności 24. cyklu, to okazuje się, że będzie ich nieznacznie więcej, dokładnie o ponad 30. Są to oczywiście jeszcze wstępne prognozy, ale jak zaznaczają naukowcy, są przesłanki do tego by sądzić, że przyszły cykl będzie delikatnie aktywniejszy od obecnego.
Jeśli tak się stanie, to cykl 24. będzie można okrzyknąć tym najbardziej nieaktywnym od dwóch stuleci. Jeśli jednak prognozy się nie sprawdzą, i w rzeczywistości liczba plam w następującym po nim cyklu 25. będzie jeszcze mniejsza, to nowe minimum będzie jeszcze przed nami.
Będzie nowa epoka lodowa?
Niektórzy naukowcy w wyjątkowej nieaktywności Słońca upatrują czekających nas klęsk żywiołowych. Wieszczą powtórkę z 1816 roku, a więc z czasów Minimum Daltona, kiedy nastąpiła gigantyczna erupcja wulkanu Tambora. Spowodowała ona tzw. rok bez lata.
Czy mała aktywność słoneczna ma wpływ na częstsze i silniejsze erupcje wulkaniczne, a także wzmożoną aktywność sejsmiczną? Tego nie wiadomo. Nie przeszakadza to jednak najróżniejszym badaczom na wysnuwanie takich wniosków.
Ciągły spadek aktywności słonecznej rozpoczął się od 19. cyklu, a dokładniej od marca 1958 roku, który zapisał się jako najbardziej aktywny miesiąc od połowy osiemnastego wieku, kiedy rozpoczęto obserwacje plam słonecznych. Według naukowców najprawdopodobniej jeszcze jeden mało aktywny cykl, a później nastąpi odbicie i aktywność słoneczna z cyklu na cykl będzie rosnąć.
Jednak są tacy naukowcy, choć jest ich ledwie garstka, którzy sądzą, że aktywność słoneczna będzie się zmniejszać nawet do końca tego wieku, a to oznacza, że wchodzimy w nową epokę lodową, która zakończy okres ocieplania się klimatu.
Należy do nich profesor matematyki Walentyna Żarkowa z Uniwersytetu Northumbria w Anglii, która twierdzi, że zgodnie z jej obliczeniami między 2020 a 2055 rokiem czeka nas małe zlodowacenie, podobne do tego, z którym Europejczycy zmagali się od szesnastego wieku przez kolejne 400 lat.
Mowa jest o tzw. Małej Epoce Lodowej, która była ostatnim chłodnym okresem holocenu i jednocześnie najgłębszym z wszystkich pozostałych. Podczas jej panowania były okresy bardzo zimne, jak i cieplejsze, podobne do dzisiejszych. W najbardziej srogie zimy Bałtyk w znacznej mierze pokrywał się lodem, podobnie jak Tamiza w Londynie.
Według prof. Żarkowej pole magnetyczne Słońca ma kolosalny wpływ na ocieplenia i ochłodzenia klimatu na naszej planecie. Wyniki modelu opracowanego przez nią idealnie pokryły się z tzw. minimami słonecznymi, a więc okresami, gdy słabnące pole magnetyczne i niewielka ilość plam na powierzchni Słońca powiązane były z zaburzeniami cyklów atmosferycznych, w tym także ochłodzeniem Prądu Zatokowego w północnym Atlantyku, a co za tym idzie, ze spadkami średniej temperatury powietrza.
Czy naukowi outsiderzy, którzy wskazują Słońce jako źródło zmian klimatycznych, a nie emisję gazów cieplarnianych przez człowieka, mają rację? Czy ich prognoza zbliżającego się ochłodzenia klimatu okaże się trafna? Tradycyjnie czas to zweryfikuje. Póki co zdecydowana większość badaczy jest zdania, że nawet jeśli Słońce ma wpływ na klimat, to coraz szybszy wzrost stężenia dwutlenku węgla, a co za tym idzie, wzrost temperatury, skompensuje jej spadek.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA.