Naukowcy poinformowali, że w ostatnich dniach średni poziom dwutlenku węgla (CO2) na stacji pomiarowej na wulkanie Mauna Kea na Hawajach sięgnął 416 cząstek na milion. Z kolei w skali globalnej w lutym wyniósł 413 cząstek na milion.
Dane te uzyskano zliczając średnie stężenie CO2 z 40 stacji pomiarowych, rozsianych po całej kuli ziemskiej. Dotychczas naukowcy sądzili, że po raz ostatni tak duże stężenie tego gazu cieplarnianego miało miejsce 800 tysięcy lat temu.
Jednak ostatnie badania rzuciły nowe światło na przeszłość naszej planety. Korzystając z symulacji komputerowej, naukowcy z Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu w Niemczech odkryli, że tyle CO2 nie było w atmosferze od epoki pliocenu, a więc aż od 3 milionów lat!
Wtedy wywołały to czynniki naturalne. Tym razem odpowiedzialna jest za to działalność człowieka, który każdego roku emituje grubo ponad 30 miliardów ton dwutlenku węgla, z czego około 8 ton rocznie każdy Polak.
Jednak jest i dobra wiadomość, choć połowiczna. Z powodu pandemii koronawirusa i związanego z tym ograniczenia w działalności przemysłu, globalne emisje dwutlenku węgla zmniejszą się o 6 procent. Jest to jednak zjawisko przejściowe, więc po ograniczeniu pandemii, emisje bardzo szybko wrócą do normy.
Cienka czerwona linia
Zawartość dwutlenku węgla w atmosferze na tle roku zmienia się. Największe jego stężenie notowane jest na wiosnę, ponieważ gaz ten gromadzi się nad północną półkulą po okresie zimowym, gdy nie może być przetwarzany na tlen przez zimującą roślinność. Zaczyna się zmniejszać dopiero w maju. Zatem w marcu i kwietniu osiąga największe stężenie i to właśnie wtedy dokonuje się pomiaru.
Latem, gdy roślinność pochłania ten gaz, jest go znacznie mniej niż w okresie zimowym. Jednak na przestrzeni ostatnich ponad 260 lat wzrosło stężenie nie tylko dwutlenku węgla, lecz również podtlenku azotu (o 20 procent) i metanu (aż o 158 procent).
Dane ze stacji pomiarowych spływają mniej więcej z dwumiesięcznym opóźnieniem, ponieważ dwutlenek węgla z północnej półkuli, gdzie emituje się go najwięcej, musi się zdążyć rozprzestrzenić po całym globie. Dlaczego przekroczenie czerwonej linii na poziomie 400 cząstek na milion jest tak niebezpieczne?
Gwałtowny wzrost stężenia CO2
Od początku ery przemysłowej, czyli mniej więcej od 1750 roku, poziom dwutlenku węgla w atmosferze wzrósł o 39 procent. Jeszcze 25 lat temu stężenie tego gazu wynosiło 280 cząstek na milion. Średni roczny wzrost stężenia wyniósł między 2009 a 2010 rokiem do 2,3 cząstek na milion w porównaniu ze średnią z lat 90. ubiegłego wieku wynoszącą 1,5 cząstek na milion.
Nawet zatrzymanie emisji dwutlenku węgla nie zlikwiduje zmian klimatycznych z roku na rok. Wszystko dlatego, że gazy cieplarniane ulegają rozkładowi na przestrzeni dziesiątek, a nawet setek lat - powiedział Jeremiah Lengoasa, były zastępca sekretarza generalnego Światowej Organizacji Meteorologicznej.
Jeśli stężenie dwutlenku węgla nadal będzie rosnąć, a my nic z tym nie zrobimy, to do końca stulecia średnia globalna temperatura wzrośnie o 4 stopnie, a w ciągu 200 lat poziom mórz i oceanów, w tym również Bałtyku, podniesie się o 1-2 metry.
Głównymi sprawcami wzrastającej emisji tych gazów cieplarnianych jest wycinka drzew, które je pochłaniają, a także coraz większa popularność nawozów sztucznych i spalanie paliw kopalnych. Dla porównania emisja CO2 przez wulkany, stanowi zaledwie około 1 procenta emisji pochodzących z działalności ludzkiej.
Co ciekawe, dotychczas nowe auta emitowały mniej CO2, ale to się zmieniło. W 2017 roku po raz pierwszy od początku dekady w Unii Europejskiej wzrosły emisje CO2 z nowych samochodów. To przede wszystkim skutek spadku sprzedaży pojazdów z silnikami Diesla na rzecz bardziej emisyjnych aut z silnikami benzynowymi.
Dlaczego dwutlenek węgla jest groźny?
Ziemska atmosfera jest tak naprawdę bardzo cienka, tak cienka jak lukier na pączku. Dlatego też wszystkie działania człowieka mają na nią olbrzymi wpływ, nawet nie zdajemy sobie sprawy jak wielki jest to wpływ.
Efekt cieplarniany, który prowadzi do globalnego ocieplenia klimatu powstaje w sposób następujący: promieniowanie słoneczne dociera na Ziemię w postaci fal świetlnych. One podgrzewają powierzchnię planety.
Natomiast część tego promieniowania opuszcza Ziemię w postaci fal podczerwonych. Część tych fal podczerwonych zostaje uwięziona przez ziemską atmosferę. To korzystny proces, gdyż utrzymuje stałą temperaturę na planecie w określonych granicach, przez co nie jest ani za zimno, ani też zbyt ciepło i życie może się rozwijać.
Jednak cały problem tkwi w tym, że ta warstwa atmosfery jest obecnie systematycznie pogrubiana przez zanieczyszczenia, które tam docierają. Głównie jest to wydawałoby się niegroźny dwutlenek węgla, który tak naprawdę jest najbardziej niebezpiecznym gazem cieplarnianym.
Stale powiększająca się ta część atmosfery powoduje, że więcej fal podczerwonych zostaje uwięzionych na Ziemi. Temperatura powoli, ale systematycznie na całym globie podnosi się i to właśnie nazywamy globalnym ociepleniem klimatu.
Aby jemu zapobiec należałoby maksymalnie zmniejszyć emisję zwłaszcza dwutlenku węgla, który produkowany jest najliczniej przez zakłady przemysłowe, ale występuje także w kopalniach, cukrowniach, gorzelniach, wytwórniach win, silosach zbożowych, browarach i studzienkach kanalizacyjnych.
Jeśli ograniczymy jego emisję, to tym samym powstrzymamy zatrzymywanie na Ziemi fal podczerwonych i średnia temperatura na planecie nie będzie już wzrastać tak gwałtownie. Jednak jedynym sposobem jest zamknięcie zakładów przemysłowych, a to dla wielu prężnie rozwijających się krajów byłoby ciosem w samo serce i doprowadziłoby do zapaści gospodarczej, na co rządy tych krajów zgodzić się z oczywistych pobudek nie chcą.
Podpisywane obecnie akty nakazują ograniczenie emisji szkodliwych gazów, ale są one mało rygorystyczne i wciąż w bardzo niewielkim stopniu powodują spowolnienie globalnego ocieplenia. Wielkie nadzieje są wiązane z konferencjami klimatycznymi organizowanymi w grudniu każdego roku. Powstaje wówczas nowy dokument, który w przyszłości ma zastąpić słynny Protokół z Kioto.
Będzie on nakazywać ograniczenie emisji CO2 do poziomu, który zapobiegnie postępowaniu zmian klimatycznych. Póki co radykalne ograniczenie emisji zapowiada jedynie Unia Europejska. Jednak ostateczny sukces zależy od tego, czy zobowiązanie przyjmą także na siebie Amerykanie i Chińczycy, a to już takie pewne nie jest.
Zgodnie z ostatnim naszym zobowiązaniem do 2030 roku zobligowani jesteśmy do ograniczenia emisji CO2 o nie mniej niż 40 procent oraz do wzrostu udziału energii odnawialnej o 27 procent. Jedni mówią, że to cios w serce gospodarki, a inni są zdania, że poniesiemy tylko niewielki koszt w porównaniu ze stratami, jakie może przynieść całkowite rozregulowanie się klimatu i związane z tym susze, powodzie i fale upałów.
Źródło: TwojaPogoda.pl / WMO.