W piątek (24.04) wieczorem pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego na Podlasiu został opanowany. Pod osłoną nocy nadeszły opady, które zwilżyły powierzchnię ziemi, pomagając strażakom w dogaszaniu żywiołu. W ciemnościach wykorzystano kamery termowizyjne, aby zlokalizować pozostałe źródła ognia.
Przez ostatnich kilka dni akcja gaśnicza była prowadzona z wykorzystaniem samolotów gaśniczych i śmigłowca do zrzutów wody. Strażacy są zdania, że taki sposób gaszenia pożarów odniósł oczekiwany skutek. Dzięki temu ogień, który pochłonął ponad 5 tysięcy hektarów (obszar 10-krotnie mniejszy od Warszawy), przestał się rozprzestrzeniać.
Niestety, po opadach spodziewane jest wzmaganie się północno-zachodniego wiatru, który osiągając w porywach nawet 60 km/h, może ponownie wzniecać ogień, zwłaszcza ten tlący się pod powierzchnią ziemi, który trudno jest zlokalizować. Dlatego na miejscu wciąż pracuje 100 strażaków na wypadek, gdyby sytuacja miała się nagle pogorszyć.
Ogień może się przenosić z wiatrem na znaczne odległości, może się to stać w każdej chwili. Dlatego też walka z żywiołem, który pojawia się i znika, jest bardzo trudna. Biorąc pod uwagę fakt, że ogień został przez kogoś podłożony, wciąż mogą się zdarzać osoby, które będą ten czyn naśladować.
Roślinność jest sucha jak pieprz. Wystarczy jedna iskra, chociażby z przejeżdżającej maszyny rolniczej, aby pożar wybuchł na nowo. Wilgotność roślinności spadła poniżej 10 procent. Nie będzie można spać spokojnie do czasu, aż nie zacznie padać, i to w dużych ilościach. Dopiero, gdy wilgotność traw wzrośnie powyżej 30 procent, będzie można odetchnąć z ulgą.
Niewielkie, przelotne deszcze mogą się pojawiać na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego jeszcze w sobotę i niedzielę (25/26.04), ale na większe opady przyjdzie strażakom poczekać do środy i czwartku (29-30.04). Wtedy spaść może około 5 litrów wody na metr kwadratowy ziemi. To wciąż kropla w morzu potrzeb.
Źródło: TwojaPogoda.pl