FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Tsunami uderzyło w polskie wybrzeże? Jego ślady są widoczne setki metrów w głąb lądu

Polscy naukowcy przebadali bałtyckie wybrzeże i dowiedli, że na początku naszej ery nawiedziły je gigantyczne powodzie sztormowe. Morze potrafiło się wedrzeć nawet setki metrów w głąb lądu. Jaka była przyczyna tego zaskakującego zjawiska?

Fot. João Nascimento / unsplash.com
Fot. João Nascimento / unsplash.com

Badacze z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu pobrali rdzenie z gleby wzdłuż całego polskiego wybrzeża. W warstwie sięgającej do 5 metrów poniżej poziomu gruntu odkryli osady, które zostały naniesione tam przez Bałtyk aż 1500-2000 lat temu.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że takie osady morskie znaleziono nie w pobliżu plaż, lecz dziesiątki, a nawet setki metrów w głąb lądu. Zrodziło się tym samym pytanie, skąd się tam wzięły? Teorii na ten temat jest kilka, a ta najbardziej wiarygodna wskazuje na... tsunami.

Tsunami na Bałtyku?

Choć większość geologów jest zdania, że na Morzu Bałtyckim tsunami nie może wystąpić, ponieważ nasze morze jest zbyt płytkie, to jednak stare kroniki opisują zdarzenie, które wydaje się tej tezie przeczyć.

Okazuje się, że naukowcy z Poznania nie tylko doszukali się śladów wielkiej powodzi z początków naszej ery, ale także tej pojawiającej się znacznie później, w piętnastym wieku. Dokładnej daty metodą radiowęglową ustalić nie sposób, ale z pomocą przychodzą nam wspomniane wcześniej kroniki.

Mówią one o „niedźwiedziu morskim”, który uderzał w wybrzeże powodując zniszczenia wielu domów. Kronikarze opisywali gigantyczną falę, która zmyła wszystko do morza. Stało się to 16 września 1497 roku w Darłowie, w czasie nieobecności księcia Bogusława X.

Kroniki, pieczołowicie spisywane przez mnichów w klasztorze kartuskim w Darłowie, wspominają o sztormie, który szalał przez cały dzień.

Sztorm zerwał się w piątek, ósmego dnia po narodzinach Maryi 1497 roku i trwał do późnego wieczora, wywołując powódź. W Darłówku zostało zniszczone całe nabrzeże portowe. Woda wyrzuciła na ląd 4 zacumowane w porcie statki. Prawie wszystkie domy zostały rozmyte i potonęło wszystko bydło. Ucierpiało również Darłowo: w spichlerzach było pełno wody i wiele towarów się zmarnowało, w kościele parafialnym spadła część dachu z wieży, runęło przedbramie bramy Wieprzańskiej, woda przewróciła wiatrak we wsi Krupy. W klasztorze woda stała do wysokości ołtarzy, sad mnichów został zniszczony, a ich piwo i wino było tak zepsute, że ich nie chciał nikt pić - odnotowali zakonnicy.

Ucierpiało wówczas całe miasto, a strach był tak wielki, że pleban z burmistrzem ślubowali, że każdego roku po uroczystym nabożeństwie, będzie przechodziła procesja pokutna wokół miasta. W 1991 roku wznowiono tę tradycję i odtąd corocznie 16 września wierni modlą się, aby nie powtórzyła się tragedia powodzi.

To tragiczne wydarzenie tak mocno zapisało się w pamięci Darłowian, że nawet biblijną scenę Potopu z reliefu na korpusie ambony w kościele mariackim interpretowano i interpretuje się do dzisiaj jako scenę powodzi pamiętnego 1497 roku w Darłowie. Na ekspozycji prezentowana jest współczesna kopia reliefu, wykonana w drewnie lipowym.

Scena powodzi w Darłowie na ambonie w kościele NMP. Fot. Zamek Książąt Pomorskich w Darłowie.

Szczególnie ciekawy jest fragment opisu wody, która przewróciła wiatrak we wsi Krupy, obecnie oddalona od plaż o 8 kilometrów. Jeśli fale tam dotarły, a osady naniesione zostały tak daleko od plaż, że nie mógł tego zrobić nawet najpotężniejszy sztorm, to co to tak naprawdę było? Naukowcy są zdania, że mogło to być jedynie tsunami.

Wiążąc wyniki badań geologicznych z cennymi informacjami zawartymi w kronikach, badacze wnioskują, że wysokie na co najmniej 3 metry tsunami, uderzyło w 1497 roku w Darłowie i Darłówku, w 1757 w Kołobrzegu i Mrzeżynie, a następnie w 1779 roku w Łebie i Trzebiatowie.

Oczywiście fale uderzały w całe polskie wybrzeże, a nawet u naszych sąsiadów, od Królewca aż po Lubekę. Jednak tak szczegółowe opisy znajdujemy jedynie w kronikach darłowskich, ponieważ właśnie tam mieszkali zakonnicy, którzy potrafili pisać, ów zjawisko obserwowali i skrupulatnie spisywali.

Skąd się ono wzięło?

Przyczyna tsunami nie jest wyjaśniona. Hipotez jest kilka, jedna mówi o podmorskim trzęsieniu ziemi, do którego mogło dojść u wybrzeży Skandynawii, gdzie wstrząsy tego typu zdarzają się na skutek wypiętrzania się południowej części półwyspu po ustąpieniu lądolodu. Sam wstrząs tsunami z pewnością nie wywołał, jednak mógł spowodować pęknięcie skorupy i uwolnienie się spod dna Bałtyku dużych ilości gazu. Ten silnie skoncentrowany eksplodował i wywołał olbrzymie tsunami, które popędziło w kierunku południowym.

Fot. Max Pixel.

Tsunami powstaje na głębokim morzu. Pędzi z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę, ale ma postać łagodnej długiej fali, na którą statki mogą wpływać z jednej i spływać z drugiej strony. Dopiero w pobliżu wybrzeża, gdzie akwen się wypłyca (prędkość tsunami zależy od głębokości akwenu) tylne szeregi fali poruszają się jeszcze po głębokiej wodzie i doganiają te pierwsze, które poruszają się wolniej. Dochodzi do spiętrzenia fali, która w formie kipieli zalewa brzeg.

Najprawdopodobniej zupełnie przypadkowo trzęsienie ziemi i zrodzenie się tsunami nastąpiło podczas szalejącego sztormu, który w połowie września nie jest niczym nadzwyczajnym. Zakonnicy opisujący ów zjawisko związali je ze sztormem i w takiej postaci je opisali. Nie mieli przecież żadnej wiedzy o tsunami, które najczęściej i na największą skalę występuje na oceanach.

Przeraźliwy dźwięk przypominający ryczącego niedźwiedzia, który miał towarzyszyć uderzaniu fal, nadal pozostaje zagadką. Odgłosy mogły być generowane przez same eksplozje gazu, a następnie deformowane przez silny wiatr, zanim dotarły do uszu Darłowian. Mogły też powstać w wyniku tąpnięcia dna morskiego w trakcie wstrząsów.

Zapewne nie będziemy w stanie w pełni wyjaśnić „ryku niedźwiedzia morskiego”, aż do czasu, gdy podobne zjawisko się nie powtórzy, a powtórzyć może się w każdej chwili, bo proces wypiętrzania się Skandynawii trwa od 12 tysięcy lat i jeszcze długo się nie skończy.

Badania polskich naukowców są bardzo cenne, ponieważ pomogą chociażby w lepszym planowaniu zagospodarowania przestrzennego, aby budowle nie powstawały w miejscach narażonych na potencjalne tsunami. Dotyczy to również przyszłej elektrowni jądrowej, której lokalizacją ma być rejon wybrzeża między Łebą a Władysławowem.

Nie może bowiem powtórzyć się dramat z japońskiej Fukushimy, gdzie po największym trzęsieniu ziemi w historii tego kraju powstało tsunami, które uderzając w wybrzeże uszkodziło elektrownię jądrową i doprowadziło do skażenia promieniotwórczego na znacznym obszarze.

Źródło: TwojaPogoda.pl / Zamek Książąt Pomorskich w Darłowie / UAM.

prognoza polsat news