Rolnicy z niepokojem patrzą w niebo. Chociaż niskich chmur nie brakuje, to jednak bardzo rzadko przynoszą one opady, które mogłyby poprawić sytuację związaną z wielomiesięczną suszą. Zima jest bardzo ważnym okresem, ponieważ zależy od niej to, czy wegetacja ruszy pomyślnie czy też nie.
Niestety, nie mamy dobrych wieści. Poprzednia łagodna zima była dość wilgotna, ale obecna taka już nie jest. Grudzień bardzo sucho zapisał się w całej zachodniej i środkowej części kraju. Odnotowano tylko połowę miesięcznej normy opadu.
Większe sumy opadów notowano jedynie na krańcach południowych i południowym wschodzie. Tam spadło 40-50 procent więcej opadu niż wynika to z normy wieloletniej. Jednak pierwsza i druga dekada stycznia w tych samych regionach okazała się dla odmiany najbardziej sucha.
Na znacznym obszarze Lubelszczyzny spadło dotychczas mniej niż 5 mm opadu. Dla porównania norma styczniowa to 30 mm. Biorąc pod uwagę grudzień i styczeń, to najbardziej sucho jest na Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce, na Kujawach i Ziemi Łódzkiej.
W tych samych miejscach ubiegłoroczna susza zbierała największe żniwo w okresie letnim. To oznacza, że niedobory wody nie zostały uzupełnione. Sytuację komplikują nie tylko skąpe opady, ale też brak śniegu. W zachodnich regionach jeszcze go tej zimy nie było, pierwszy raz w historii pomiarów.
Zimowe opady i pokrywa śnieżna mają kluczowe znaczenie dla pomyślnego startu wiosennej wegetacji. Deszcze nawadniają glebę, podobnie jak roztapiająca się pokrywa śnieżna. Prognozy nie wieszczą radykalnej poprawy tej sytuacji. Do końca stycznia padać będzie bardzo niewiele.
Na większe sumy opadów będziemy musieli poczekać co najmniej do początku lutego. Wówczas, jeśli prognozy się potwierdzą, popada nieco częściej i mocniej, ale tylko miejscami, głównie w województwach północnych oraz na terenach górzystych.
Na zachodzie, wschodzie i w centrum kraju, gdzie posucha jest najbardziej odczuwana, spadnie przez następne dwa tygodnie około 5-15 mm opadu. To poniżej normy wieloletniej. Żeby wegetacja ruszyła pomyślnie, potrzeba dużo większych opadów, znacznie przekraczających normę.
Prognozy sezonowe, choć dramatyczne nie są, to jednak wskazują na suchą drugą połowę zimy, a także znaczny fragment wiosny. Oczywiście temperatury pozostaną podwyższone, a śniegu raczej nie ma się co spodziewać w dużych ilościach, poza obszarami górzystymi.
Tym samym rozpoczynamy trzeci z rzędu suchy rok, który na wiosnę może owocować kolejną niebezpieczną suszą, a także licznymi pożarami traw i lasów. Ubiegłoroczna susza, podobnie jak ta sprzed 2 lat, kosztowała gospodarkę kilka miliardów złotych.
Doszło do znacznego, niemal rekordowego, opadania poziomu wód w rzekach, także tych największych. Stanowi wody w Wiśle na wysokości Warszawy do rekordu wszech czasów z 2015 roku zabrakło zaledwie 1 centymetra.
Polska, która znajduje się w zasięgu klimatu umiarkowanego ciepłego, na przemian przeżywa lata suche i mokre. Występują one seriami na tle kilkunastu lat. Od 2007 roku mieliśmy lata mokre, których apogeum przypadło na 2010 rok, najbardziej wilgotny w całej serii pomiarowej.
Około 2015 roku lata mokre i suche zaczęły się przeplatać. Początkowo mieliśmy silną suszę, jednak 2017 rok zapisał się wyjątkowo wilgotno. Ostatnie dwa lata to dla odmiany pogłębiająca się susza. W najbliższych latach mokre sezony mogą wracać, ale coraz rzadziej, na rzecz okresów suchych.
Susza może więc zdominować znaczną część lat 20. i mieć znaczący wpływ na kondycję rolnictwa, a co za tym idzie na ceny żywności. Możemy też mieć problemy z dostępem do wody pitnej, czego pierwsze oznaki były widoczne już w ubiegłym roku.
Według naszych czytelników susza była najważniejszym wydarzeniem 2019 roku w Polsce. W sondzie wskazało ją 62 procent respondentów. Znacznie mniej głosów zdobyły podtopienia, rekordowo ciepłe lato i trąba powietrzna na Lubelszczyźnie.
Źródło: TwojaPogoda.pl