600 razy w ubiegłym roku interweniowali ratownicy GOPR-u na karkonoskich szlakach. Z roku na rok akcji przybywa, podobnie jak lekkomyślnych turystów, którzy na Śnieżkę wybierają się w całkowitych ciemnościach, w środku nocy, bez latarki, mapy, często w trampkach po śniegu, dżinsach, niekiedy półnago.
Wszystkie interwencje są skrupulatnie notowane, stąd wiemy o tych najbardziej niewiarygodnych wygłupach turystów, które potrafią zjeżyć włosy na głowie. Jak bumerang wraca kontrowersyjny temat wprowadzenia obowiązkowych ubezpieczeń dla wszystkich turystów wybierających się w góry.
Podobnie jak kwestia opłat za akcje, które podjęte zostaną z błahych powodów. Nie jest to wcale takie nielogiczne, ponieważ znaczna rzesza turystów wzywa śmigłowce ratownicze chociażby dlatego, że nie chce im się schodzić z gór lub łamią kończyny przemierzając szlaki w nieodpowiednim obuwiu.
Za interwencję ratowników musiałoby w takiej sytuacji zapłacić m.in. 7 turystów, w tym czterech mężczyzn i trzy kobiety, w wieku od 26 do 47 lat, którzy w Karkonosze przyjechali z Holandii, Anglii, Francji, Szwecji i Irlandii.
Ratownicy górscy otrzymali zgłoszenie, że na Równi pod Śnieżką utknęła grupa osób z hipotermią. GOPR-owcy ruszyli w ich kierunku. Gdy dotarli do schroniska Dom Śląski przecierali oczy ze zdumienia na widok półnagich kobiet i mężczyzn.
Naśladowali oni Wima Hofa, który jest chyba najbardziej znanym „morsem” świata. Udowodnił on, że mróz i śnieg nie są groźne, a wręcz potrafią leczyć nasze ciało, o ile oczywiście umiejętnie się z nimi obchodzimy.
Wim Hof, holenderski mors, który mieszka obecnie w Przesiece u stóp Karkonoszy, ma na swoich koncie m.in. zdobycie Kilimandżaro w samych szortach, a także ponad 20 innych lodowatych rekordów Guinnessa. Każdej zimy zdobywa Śnieżkę w niekompletnym ubiorze, ale zawsze wychodzi z tego cało.
Jednak międzynarodowa grupa turystów tego szczęścia nie miała. Po zdobyciu Śnieżki śmiałkowie zeszli na równię, ale na sam dół już nie dali rady. Wszyscy byli wychłodzeni, trzy osoby były w stanie początkowej hipotermii, kompletnie wyczerpane. Gdyby nie ratownicy górscy, mogliby tą ekstremalną przygodę przypłacić nie tylko zdrowiem, ale też życiem.
Śnieżka to góra wiatrów
Śnieżka jest miejscem, gdzie na tle wielu lat notowano rekordowe prędkości wiatru. 21 lutego 2004 roku średnia prędkość wiatru osiągała 234 km/h. Istnieje więc spore prawdopodobieństwo, że kiedyś zdarzyło się wiać nawet do niewyobrażalnych 300 km/h. Największą wartość jaką zmierzono i to wielokrotnie, to około 288 km/h. Powyżej tej wartości kończy się skala na urządzeniach pomiarowych, które ulegają uszkodzeniu lub też zniszczeniu, a odczyt danych jest niemożliwy.
Obserwatorium Wysokogórskie na Śnieżce spełnia niezwykle ważną funkcję. Dzięki niemu ratownicy górscy wiedzą jaka pogoda panuje w Karkonoszach, na jej podstawie ustanawiane jest także zagrożenie lawinowe.
Ze względu na położenie stacji pomiarowej, a więc na pograniczu Polski i Czech, można badać zjawiska pogodowe, które od naszego sąsiada przesuwają się w naszym kierunku. Pierwszą stacją pogodową na drodze stref opadów opuszczających Czechy jest właśnie ta na Śnieżce. Dopiero później opady docierają do pozostałych regionów południowo-zachodniej części Polski.
Jeśli nie mamy danych ze Śnieżki, nie możemy szczegółowo przewiedzieć tego, co zdarzy się na Dolnym Śląsku. Szczególnie niebezpieczne jest to podczas zagrożenia powodziowego, kiedy bardzo wydajne opadowo układy niżowe docierają do nas z południa Europy.
Historia obserwacji pogody na Śnieżce sięga 1824 roku. Jednak dane spisywano wtedy jedynie periodycznie. Dopiero od 5 lipca 1900 roku pomiary były prowadzone w miarę stale, później jednak z przerwami m.in. z powodu I i II Wojny Światowej.
Od 16 lipca 1945 roku pomiarów dokonywali meteorolodzy z polskiego Instytutu Hydrologiczno-Meteorologicznego (IHM). W styczniu 1975 roku pracę rozpoczęło Obserwatorium Wysokogórskie na Śnieżce w nowym budynku, który swój kształt zachował do dzisiaj.
Do 23 października 1976 roku pomiary prowadzono równolegle w nowym i starym budynku, aż wreszcie stare obserwatorium wyłączono z użytkowania, a w 1989 roku jego budynek rozebrano. Stacja meteorologiczna mieści się na dachu górnego dysku.
W 1991 roku z czeskiej strony szczytu na polską przeniesiono automatyczną stacją meteorologiczną. W 2011 roku doszło do katastrofy budowlanej na skutek której stacja na dachu obserwatorium przez jakiś czas nie działała.
Od 16 grudnia 2013 roku funkcjonuje już trzecia stacja, tym razem pierwsza czeska. Nie obyło się bez problemów, bo podczas Świąt stacja wysiadła, wcześniej pokazując minus 73 stopnie. Mamy nadzieję, że teraz będzie z górki, a dane będą nam służyć, np. do celów porównawczych.
Źródło: TwojaPogoda.pl / GOPR Karkonosze.