Antarktyda to najzimniejszy, najsuchszy, najbardziej wietrzny i pokryty lodem kontynent na świecie, o najwyższej średniej wysokości, odkryty 28 stycznia 1820 roku, a więc dokładnie 200 lat temu, przez rosyjskiego badacza Fabiana Bellingshausena, który jako pierwszy dopłynął do wybrzeży siódmego kontynentu na odległość wzroku.
Jest stale zamieszkany tylko przez garstkę polarników z kilkunastu krajów, którzy prowadzą tam badania naukowe. Zgodnie z Układem Antarktycznym sprzed równo 60 lat, który podpisano 1 grudnia 1959 roku, a wszedł on w życie 23 czerwca 1961 roku, żaden kraj nie może zgłaszać roszczeń terytorialnych do obszarów znajdujących się poniżej 60 stopnia szerokości geograficznej południowej.
Spotkania konsultacyjne ws. Układu odbywają się każdego roku. Tylko 29 z 53 państw członkowskich ma prawo głosowania. Polska, która Układu nigdy nie podpisała, przystąpiła do niego w 1961 roku, a prawo głosu uzyskała 16 lat później.
Roszczenia, które zostały zgłoszone przed sygnowaniem Układu, nie zostały dotychczas anulowane, a więc w przyszłości mogą stać się zaczątkiem walki o tamtejsze bogactwa naturalne. Traktat obowiązuje bezterminowo, jednak od 1991 roku może zostać modyfikowany przy zgodzie wszystkich sygnatariuszy. Dotychczas jednak żadnych zmian w nim nie wprowadzono.
Spośród 12 państw, które są założycielami traktatu, swoje roszczenia wniosły: Wielka Brytania, Francja, Norwegia, Australia, Nowa Zelandia, Argentyna i Chile. Kraje te mają bazy polarne właśnie w „strefach zależnych”, które sobie wytyczyły.
Każda ze stref rozpoczyna się na biegunie południowym, a kończy na wybrzeżu. Największy fragment Antarktydy, obejmujący powierzchnię niemal 6 milionów kilometrów kwadratowych, przydzieliła sobie Australia. Dla porównania sam kontynent australijski ma około 7,5 miliona kilometrów kwadratowych.
Jedynym obszarem wolnym od wszelkich roszczeń jest Ziemia Marie Byrd. Dotychczas swoich roszczeń oficjalnie nie wniosły największe mocarstwa, choć w przeszłości kilkukrotnie temat ten był przez nie poruszany. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Rosja posiadają swoje placówki naukowe na kontynencie.
USA zarządzają bazą im. Amundsena-Scotta, położoną nieopodal geograficznego bieguna południowego. Z kolei Rosjanie mają kilka stacji naukowych w głębi kontynentu, m.in. w rejonie tzw. bieguna niedostępności, a więc najbardziej oddalonego od wybrzeży punktu na kontynencie.
Polacy do kawałka Antarktydy jeszcze nie wysuwają roszczeń, choć nasza obecność w regionie jest stała już od 42 lat. Przez cały rok mieszka tam grupka przynajmniej kilkunastu polarników, która wymienia się zawsze w okresie letnim.
Nasi polarnicy zamieszkują Polską Stację Antarktyczną im. Henryka Arctowskiego, położoną na Wyspie Króla Jerzego, w pobliżu wybrzeży Półwyspu Antarktycznego. Jako że nie jest to część stałego lądu, w przyszłości, gdy rejon baz polarnych może zostać zaakceptowany jako terytorium danego kraju, nie będziemy mogli rościć sobie praw do części Antarktydy.
Jednakże również obszar Antarktyki jest bogaty w naturalne skarby, które np. można wydobywać. Badania nad tym, co znajduje się pod powierzchnią ziemi, są stale prowadzone. Z kolei na temat tamtejszego środowiska naturalnego powstało bardzo wiele prac naukowych.
Problemem mogą się w przyszłości okazać roszczenia wysuwane przez Argentynę, ponieważ tamtejsze władze już od 1942 roku wskazują, że Półwysep Antarktyczny, a także okalające go wyspy, w tym także zamieszkiwana przez polskich naukowców Wyspa Króla Jerzego, to ich terytorium. W sumie Argentyna zabiega o prawie 1,5 miliona kilometrów kwadratowych lodowej pustyni.
Polska rozwija swój nieoficjalny skrawek Antarktyki. W listopadzie 2018 roku władze Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN zdecydowały, że wkrótce powstanie nowy główny budynek Stacji. Będzie to możliwe dzięki największej od 40 lat dotacji ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego, dla polskich badań polarnych, w postaci rekordowej sumy aż 88 milionów złotych.
Jednak pokrojenie Antarktydy, niczym tort, między poszczególne kraje, to wciąż kwestia odległa, ale znajdująca się w zasięgu ręki, bo wraz z postępującym ocieplaniem się tamtejszego klimatu, powoli, ale sukcesywnie, skarby spoczywające pod grubą skorupą lodową, będą się ujawniać.
Marzeniem mocarstw byłoby jak najszybsze roztopienie się lądolodu Antarktydy, aby uzyskać dostęp do bogactw naturalnych. Jednak gdyby to się stało, poziom światowych oceanów podniósłby się aż o 60 metrów, co skończyłoby się zalaniem gęsto zaludnionych obszarów nadbrzeżnych, w tym największych metropolii.
Źródło: TwojaPogoda.pl / ONZ.