Fotograf David Diehm wybrał się podczas gwałtownej burzy na wybrzeże Oceanu Spokojnego w australijskiej miejscowości Newcastle. Myślał, że uda mu się uwiecznić piękne krajobrazy, i się nie pomylił. Jego zdjęcie to prawdziwy majstersztyk, ponieważ uchwycił coś niezwykle krótkotrwałego.
Na zdjęciu widoczne są cztery główne pioruny doziemne, które łączą powierzchnię ziemi z podstawą chmur burzowych. Jeden z nich uderza w powierzchnię oceanu, dwa kolejne w plażę, a trzeci w okoliczne wzgórza.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Na zbliżeniu widzimy, że pioruny, które uderzyły w plażę, wyglądają jakby kroczyły po piasku. Rozświetliły miejsca, które dotknęły. Poprzez nie do ziemi spłynął największy strumień energii, gdzie się rozładował. Gdyby ktoś znajdował się w pobliżu nich, z pewnością zginąłby na miejscu.
Warto zwrócić uwagę na dużo mniejsze błyskawice, będące odgałęzieniami od głównych piorunów. Niektóre z nich urywają się w powietrzu, choć niewykluczone, że jednak dotykają ziemi, choć jest to na fotografii niewidoczne.
Wyświetl ten post na Instagramie.
To zdjęcie daje do myślenia. Nie warto podczas burzy pozostawać przez dłuższy czas na wolnej przestrzeni, pod żadnym pozorem nie można też stawać pod drzewem. W przeciwnym razie ryzyko porażenia piorunem znacznie rośnie.
Olbrzymia dawka energii z uderzonego drzewa może przeskoczyć na osobę znajdującą się w jego pobliżu, nawet jeśli osoba ta jest oddalona od kilkadziesiąt metrów. Piorun ma energię równą 140 kWh (504 MJ), dzięki czemu jest w stanie zasilać 100-watową żarówkę przez ponad 2 miesiące.
Źródło: TwojaPogoda.pl