Rosja to obecnie najzimniejsze państwo na naszej planecie. Panują tam także jedne z największych skrajności temperatury. W najcieplejszych regionach, a więc nad Morzem Czarnym, temperatura wciąż jeszcze sięga plus 25 stopni, jednak w tych najzimniejszych, a więc we wschodniej Syberii, spada do minus 35 stopni.
Zima nie żartuje, ponieważ tam, gdzie jest najbardziej lodowato, nawet w pełni dnia termometry wskazują 20 stopni poniżej zera. Pod śniegiem jest już około 80 procent powierzchni kraju i z każdym dniem biała pierzyna pokrywa kolejne regiony.
Wolne od białego puchu są zachodnie krańce, te europejskie, gdzie zima prawie zawsze dociera najpóźniej, a także miejscami krańce południowe. Mimo to mieszkańcy mają już za sobą pierwsze opady śniegu. Tak było na początku października zarówno w Moskwie, jak i w Petersburgu.
Sybiracy ubierają się bardzo ciepło i na potęgę ogrzewają swoje domy. Gdyby nie palenie w piecach, w nocy mogliby poważnie odmrozić sobie kończyny, a nawet zamarznąć na śmierć. Tęgim mrozom towarzyszy bezchmurne, błękitne niebo, ale i pokrywa śnieżna, która sięga już wysokości przeszło pół metra. Silne podmuchy wiatru usypały zaspy, które sięgają dachów domów.
W Moskwie ostatnio jest nadzwyczaj ciepło jak na drugą połowę października, ponieważ termometry wskazują nawet 15 stopni. To zasługa niemal stacjonarnego wyżu, który sprowadza nie tylko ciepłą, ale też słoneczną pogodę. Ta jednak dobiegnie końca w tym samym czasie, co w Polsce, czyli wraz z nadejściem przyszłego tygodnia.
Niemal z dnia na dzień temperatura spadnie poniżej 5 stopni, a nocami pojawi się regularny mróz. W połowie tygodnia pojawią się też kolejne opady śniegu, które sprawią, że rosyjska stolica powoli zacznie się zabielać. To będzie początek zimy.
Nie oznacza to jednak, że będzie ona bardzo sroga. Póki co w perspektywie następnych 10 dni średnie temperatury na obszarze Rosji będą nieco wyższe od tego, co o tej porze roku jest normą. Będzie więc to zima w wydaniu łagodnym.
To niezwykłe, jak szybko na Syberii obniża się temperatura. Jeszcze równo przed miesiącem słupki rtęci pokazały wartości dodatnie, a to oznacza, że w ciągu zaledwie 30 dni ochłodziło się o przeszło 30 stopni. Fale siarczystych mrozów sprawiły, że Sybiracy poważniej zaczęli się przygotowywać na szczyt zimy, który przypadnie na grudzień lub styczeń. Wtedy temperatura może spadać nawet do minus 60 stopni.
Mimo to, nie ma więc większych szans na pobicie dotychczasowego rekordu mrozu dla Rosji. Ten zanotowano aż trzykrotnie 5 i 7 lutego 1892 roku w Wierchojańsku i 6 lutego 1933 roku w Ojmiakonie, kiedy temperatura spadła do minus 67,8 stopnia. Zimniej było już tylko na Antarktydzie.
Kiedy zima dotrze do Polski?
Pierwsze podrygi zimy u kresu października będziemy mieć tylko miejscami, zwłaszcza w północnych, północno-wschodnich i południowych regionach kraju. W pierwszym tygodniu listopada poprószyć może miejscami na Kaszubach, Mazurach i Podlasiu, a także na terenach górzystych Sudetów i Karpat, przede wszystkim powyżej wysokości 500 metrów n.p.m.
Nieco później pierwszy śnieg spadnie też na inne regiony, ale nic nie wskazuje na to, aby od razu miało go być bardzo dużo, raczej będzie on miał charakter przelotny, a jego ilość będzie niewielka, w dodatku utrzymywać się on będzie przez kilka godzin, choć może kilkukrotnie wracać.
Nawet wczesne opady śniegu nie są w żadnym razie wyznacznikiem tego, jaka będzie cała zima. Zdarzało się bowiem na tle historii, że w listopadzie panowała ostra zima, a w grudniu, styczniu i lutym w ogóle jej nie było lub była ona bardzo łagodna.
Warto dodać, że w tym sezonie nadzwyczaj wcześnie śnieg spadł na amerykańskich Wielkich Równinach, ponieważ już na początku października. Miejscami białego puchu naprószyło najwięcej o tej porze roku w całej, ponad 100-letniej, historii pomiarów.
Źródło: TwojaPogoda.pl