2019 rok jest dla Wisły wyjątkowy. Po raz pierwszy zdarza się, że w przeciągu zaledwie kilku tygodni jej poziom najpierw osiąga stan powodziowy, aby błyskawicznie opaść do niemal całkowitego wyschnięcia. Jeszcze pod koniec maja wodowskaz w centrum Warszawy wskazał maksymalny poziom 579 cm.
Zaledwie 8 tygodni później lustro wody w królowej polskich rzek opadło do zaledwie 42 cm. Było więc niższe od tego sprzed 2 miesięcy aż o ponad 5 metrów. Ten stan utrzymuje się aż po dziś dzień. W miniony piątek (27.09) poziom opadł do zaledwie 34 cm, a więc do historycznego rekordu z 2015 roku brakowało już tylko 1 cm!
Na poniższych zdjęciach porównawczych (aby porównać zdjęcia suwak należy przesuwać w lewo i prawo) wykonanych w odstępie ledwie kilku tygodni, widoczna jest olbrzymia różnica w poziomie wody, sięgającym nawet 5 metrów, na wysokości studni miejskiej Gruba Kaśka, między Mostem Siekierkowskim a Mostem Łazienkowskim.
Najniższy poziom Wisła ma obecnie przy bulwarze prof. Zbigniewa Religi na Wybrzeżu Gdyńskim. Znajduje się tam naturalna łacha gruntów trudno rozmywalnych tzw. Rafa Żoliborska. Zamiast rwącego nurtu pozostały tam jedynie niewielkie, płytkie na najwyżej 5 cm strumyczki.
Wędkarze i kajakarze zapuszczają się na środek rzeki, co przy jej normalnym stanie byłoby niemożliwe. Z brzegu na Pelcowiźnie można przejść suchą stopą niemal na środek koryta rzecznego. Jest to niebezpieczne, ponieważ dno jest nierówne i kamieniste, można się potknąć, a wówczas nie trudno o wypadek.
Ostatnia wielka susza 100 lat temu
Ciągłe pomiary poziomu wody w Wiśle prowadzi się od 1799 roku. Dzięki tak obszernej serii pomiarowej wiemy, że najniższy stan rzeka osiągnęła 29 sierpnia 2015 roku. Wówczas na wysokości Portu Praskiego odnotowano wysokość lustra na poziomie zaledwie 33 cm.
Chociaż minimalny rekord jest świeży, to jednak w żadnym razie nie świadczy o tym, że obecnie nawiedzające Polskę susze są największe w historii. Susze, podobnie jak powodzie, to naturalna cecha naszego klimatu. Długotrwałe niżówki na Wiśle w Warszawie są zjawiskiem rzadkim. 2015 rok był jednym z najmniej zasobnych w wodę, jednak suchszy od niego był rok 1954.
Największa znana niżówka wystąpiła niemal 100 lat temu podczas wyjątkowo upalnego lata 1921 roku. Padł wówczas historyczny rekord ciepła dla granic dzisiejszej Polski, który aż po dziś dzień nie został pobity, choć kilkakrotnie było do tego bardzo blisko. 29 lipca 1921 roku w Prószkowie koło Opola temperatura dobiła do 40,2 stopnia w cieniu.
Większość Polaków pracowało wówczas w polu, gdzie ciężko było się ukryć przed zabójczym wpływem promieni słonecznych. Wielu doznało udaru słonecznego, który nierzadko kończył się śmiercią. Nie było takich lodówek, co dziś, nie było klimatyzacji, a lekarz nie był na każde nasze skinienie.
Problemem był brak wody, żywności i osłabienie zdrowia mieszkańców, wobec czego szerzyły się choroby zakaźne. Największą bolączką podczas upałów było jak najszybsze powstrzymanie szerzenia się czerwonki, szkarlatyny, tyfusu i błonicy.
Susze nie są coraz częstsze
Wbrew opiniom niektórych ekspertów, klimat naszego kraju nie staje się wcale coraz suchszy. Obserwuje się naturalne wahania sum opadów, i to nie tylko na tle wielolecia, lecz również następujących po sobie lat. Jeden rok może przynosić powodzie, a kolejny susze.
O tym, jak bardzo zmieniać się może poziom wody w Wiśle, świadczą ostatnie miesiące. Okresy mokre i suche występują w Polsce naprzemiennie i trwają od kilku do kilkunastu lat. W ich trakcie dominują lata suche i bardzo suche, a także mokre i bardzo mokre, które kończą się odpowiednio suszami lub powodziami.
Pomiędzy okresami suchymi i mokrymi występują lata przejściowe, podczas których na przemian jest sucho i mokro. Obecnie znajdujemy się właśnie w takim okresie. Rok 2010 był skrajnie mokry, w niektórych miejscach w kraju najbardziej deszczowy w historii pomiarów. Doszło do kilkukrotnych powodzi.
Jednak 2015 rok zapisał się już zupełnie inaczej, przyniósł nam niezwykle kosztowną suszę z rekordowo długimi falami upałów. W wielu miastach południowej i wschodniej Polski odnotowano najwyższe temperatury w historii. Później mieliśmy bardzo mokry rok 2017 i następujący po nim ekstremalnie suchy rok 2018.
Dane meteorologiczne potwierdzają, że susze nie zdarzają się częściej, wręcz przeciwnie, są coraz rzadsze. W Warszawie w latach 1951-1980 sumy opadów sięgały 509 mm, w latach 1961-1990 wzrosły do 516 mm, w latach 1971-2000 sięgały już 520 mm, aby wzrosnąć w latach 1981-2010 do 531 mm.
Obecnie dobiegający końca kolejny okres referencyjny 1991-2020 przynosi średnie sumy opadów osiągające 552 mm, co oznacza, że na tle ostatnich 40 lat wzrastały one średnio o 1 mm rocznie. Zmiany nie są duże, jednak trend jest widoczny i wszystko wskazuje na to, że będzie on utrzymany w przyszłości.
O tym, że niżówki na Wiśle w Warszawie nie są częstsze, w dodatku ich intensywność na tle zmniejsza się, świadczy analiza dr inż. Ewy Kaznowskiej z Katedry Inżynierii Wodnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (SGGW), według której w wieloletnim przebiegu przepływów minimalnych rocznych na rzece nie obserwuje się niepokojącego obniżania się ich wartości, a nawet widoczny jest niewielki wzrost.
Niżówki z lat 2003, 2012, 2015 i 2019 roku nie były tak duże, jak ta z 1951 roku i nie można ich równać z tą z 1921 roku, która okazała się w serii pomiarowej najgłębsza. Potwierdzają to badania przygotowane na zlecenie Komisji Europejskiej, z których wynika, że w przyszłości, wraz ze zmianami klimatycznymi, musimy się liczyć z coraz częstszymi powodziami i suszami, jednak tych pierwszych będzie dwukrotnie więcej niż tych drugich.
To nie susze będą stanowić zagrożenie, lecz powodzie. Próbując się ochronić przed wezbraniami rzek budujemy zbiorniki retencyjne, ale zupełnie nie czynimy przygotowań na wypadek nadejścia suszy, która grozi nie tylko szkodami na polach i problemami z żywnością, lecz również poważnymi ograniczeniami w dostępie do wody.
Susze występujące w Polsce na tle wielu lat nie spowodowały ani razu bardzo poważnych problemów z ujęciem wody pitnej dla milionów ludzi. Zdarzały się natomiast sytuacje, gdy zabrakło wody w studniach, ale jest to zjawisko, które występuje regularnie w okresach suchych.
Jednak żeby zminimalizować skutki niedoboru wody, warto zwiększyć świadomość społeczną w temacie jej oszczędzania. Należy też na poważnie zająć się problemem nawadniania upraw, który przez wiele poprzednich lat był zaniedbywany. Wówczas skala susz będzie łagodzona.
Wisła może wyschnąć całkowicie?
Nawet podczas największych susz Wisła nie wyschła całkowicie na przeważającej długości swojego biegu. Źródło nie wyschło, więc woda na bieżąco wtłaczana była do koryta. Niemal zupełny brak wody obserwowany był jednak na niektórych odcinkach, co pozwalało w przeszłości na przejście rzeki suchą stopą.
Badania przeprowadzone przez polskich naukowców w ramach projektu „Klimat”, ujawniły, że największe susze w skali lokalnej nawiedzały ziemie polskie w latach 1801-1850, w skali regionalnej w latach 1701-1750, zaś w skali ogólnokrajowej w latach 1651-1700. Przynajmniej 10-krotnie w skali 50-lecia susze miały znaczny zasięg i poczyniły dotkliwe szkody.
Najwięcej wiemy o suszach, które dotykały ziemie polskie w szesnastym, siedemnastym i osiemnastym wieku, czyli podczas tzw. Małej Epoki Lodowej. Średnie temperatury powietrza były wówczas na tyle niskie, że parowanie spowolniło, a na ziemię spadło znacznie mniej deszczu i śniegu niż obecnie. Po suchych i mroźnych zimach nadchodziły równie suche i chłodne okresy letnie.
Wyjątkowo suche i upalne lato miało miejsce w 1310 roku. W „Historii naturalnej ciekawa Polski i Litwy” ks. Gabriel Rzączyński tak pisał o tym lecie: „W tym roku lato było nadzwyczaj gorące, z przyczyny wielkich upałów, zboża w polu, przeciw zwykłemu porządkowi, już przed św. Janem Chrzcicielem dojrzały; rzeki tak powysychały, iż ich koryta prawie bez wody pozostały”.
W 77 lat później, sytuacja powtórzyła się, lato roku 1387 było wyjątkowo gorące i suche. Podobnie było w 1433 roku, Jan Długosz tak pisał o tym lecie: „Lato było tak gorące i suche, że paliły się we wszystkich stronach lasy, krzaki, i zarośla ogniem niepowstrzymałym, który nie dał się ugasić, póki wszystkie drzewa z korzeniami nie strawił”.
Tak było również w 1539 roku, wspomniany ks. Rzączyński pisał, że Wisłę pod Grudziądzem konno przechodzono, bez pływania, tak niski był stan wody spowodowany długotrwałą suszą. Dla porównania w poniedziałek (30.09) poziom Wisły w tym miejscu sięga 148 cm i wciąż opada.
Susze i upały panowały w latach 1540, 1708, 1718, 1719. Wypalone zostały zboża, co spowodowało wzrost ich ceny. Sprowadzano żywność, panował głód, pomór i epidemie. Sytuację pogarszał fakt, że w niektórych przypadkach susze następowały rok po roku (1539-1540, 1718-1719). Również wiek dziewiętnasty i dwudziesty nie ominęły podobne kataklizmy. W 1894 roku suma opadów wynosiła zaledwie 58 procent normy, a w 1942 roku jeszcze mniej, 54 procent.
Źródło: TwojaPogoda.pl