22 sierpnia 2019 roku to kolejna tragiczna data, która wpisana została do kroniki Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (TOPR). Krótko przed godziną 13:00 pioruny zaczęły uderzać w najpopularniejsze turystyczne szlaki w Tatrach, przemierzane w tym czasie przez tysiące turystów.
Wystarczyło, że piorun uderzył w metalowy krzyż, który nad szczytem Giewontu góruje od 1901 roku. Część energii błyskawicy przeskoczyła na łańcuchy, które pomagają turystom wspiąć się po stromym zboczu na samą górę. O życiu lub śmierci decydowały milimetry.
Osoby, które w momencie uderzenia pioruna trzymały się łańcuchów, ucierpiały najbardziej. Kluczowe było także to, gdzie dany turysta postawił nogę. Gdy jedna z nóg była podniesiona w tym momencie, cała energia spłynęła przez jedną z nóg i wyładowała się w ziemi.
Gdy obie nogi były na ziemi, energia pioruna przepłynęła przez całe ciało. Kluczowa była także odległość stóp względem siebie i związane z tym tzw. napięcie krokowe, które potęgowało skutek porażenia.
Piorun o średnicy najwyżej kciuka z impetem rozrzucił skały, niektóre wielkości pięści, które świstały we wszystkich kierunkach na odległość dziesiątków metrów, uderzając i poważnie raniąc turystów. Wszędzie była krew.
Ludzie odpadali od łańcuchów, staczając się ze skał w dół, łamiąc kończyny i rozbijając głowę. Innych sparaliżowało. Stracili władzę w nogach lub nie czuli rąk. Jeszcze inni oślepli lub ogłuchli od błysku pioruna i jego grzmotu.
Wielu było nagich, bo ich ubranie rozerwane zostało na strzępy, na innych ubranie było spalone, przywarło do skóry. Wyglądali jakby byli zwęgleni. Wierzchnia część skóry uległa nadpaleniu, pojawiły się szramy, wgłębienia, a nawet dziury. W jednej chwili szczyt usłany był dziesiątkami zwalonych z nóg ludźmi.
Z relacji poszkodowanych turystów wynika, że nie usłyszeli oni typowego grzmotu, czyli długiego dudnienia, lecz bardzo krótkie pyknięcie, jakby wystrzał z pistoletu. Tak właśnie rozchodzi się dźwięk grzmotu w przypadku bardzo bliskiego uderzenia pioruna, co możecie usłyszeć na powyższym i poniższym nagraniu.
Nie wszyscy więc wiedzieli od razu, co się z nimi stało. Można było pomyśleć, że wybuchła bomba. Ludzie byli zamroczeni i zszokowani. Słychać było przerażające krzyki i piski. Ci, którzy nie ucierpieli, zaczęli pomagać poszkodowanym. Przewodnicy krzyczeli, żeby nie dotykać łańcuchów.
Osoby, które obawiając się burzy zrezygnowały z wejścia na Giewont twierdzą, że widziały ludzi, również z małymi dziećmi, którzy szli w górę. Niektórzy upominali ich, żeby zawrócili, ale oni wyjaśniali, że przeszli już kawał drogi i nie chcą rezygnować, że do szczytu jest już blisko. Poniższe nagranie stanowi tego świetny dowód.
Akcja ratownicza trwała wiele godzin, ponieważ wszystkich przeszło 150 turystów trzeba było sprowadzić w doliny lub odwieźć śmigłowcami do szpitali. Zginęło 5 osób, a 157 zostało rannych. Ofiary śmiertelne nie były ze sobą związane, pochodziły z różnych zakątków Polski.
To 10-letni chłopiec z Małopolski, 10-letnia dziewczynka z Mazowsza, 46-letnia kobieta z Podlasia i 24-letnia kobieta z Dolnego Śląska. Kilkadziesiąt osób wciąż pozostaje w szpitalach z ciężkimi obrażeniami głowy i kończyn.
Wśród dzieci w najgorszym stanie jest 11-latek, który doznał głębokich poparzeń na ponad 40 procentach powierzchni ciała, a także 16-letnia dziewczyna z oparzeniami na ponad 30 procentach powierzchni ciała. Skutki porażenia piorunem będą odczuwać przez całe życie.
Nawet te osoby, które pozornie nie ucierpiały lub ich rany nie były poważne, mogą w przyszłości mieć najróżniejsze dolegliwości. Podczas porażenia dochodzi do zagotowania się krwi w zewnętrznych strukturach ciała człowieka, ale nie tylko.
Uszkodzone zostają też komórki układu nerwowego, dlatego osoby porażone często mają poważne problemy neurologiczne, takie jak ubytki w pamięci, rozkojarzenie, migrenowe bóle głowy, epilepsje i bezsenność. Często te schorzenia mogą się ujawniać dopiero po latach.
Giewont zamknięty dla turystów
Z powodu zerwania łańcuchów w szczytowych partiach Giewontu, władze Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN) zamknęły szlak do odwołania. Konieczny jest remont, który będzie połączony z poprawą nawierzchni szlaku.
Rozpocznie się on w najbliższy poniedziałek (2.09) i potrwa mniej więcej 2 tygodnie, o ile pozwolą na to warunki atmosferyczne. Prognozy nie są pomyślne, ponieważ wraz z nadejściem września spodziewane jest duże ochłodzenie i intensywne deszcze, które mogą wydłużyć remont.
Mimo pojawiających się po tragedii pomysłów, aby zlikwidować łańcuchy, władze TPN nie zdecydowały się na zastąpienie ich innym rozwiązaniem. Według nich, mogłoby to dawać turystom złudne poczucie bezpieczeństwa, że są już bezpieczni, a przecież w górach nigdy nie jest bezpiecznie, zwłaszcza podczas burzy.
Dramat, jaki rozegrał się na Giewoncie, nie może być zapomniany, powinien dać nam do myślenia, że każda wyprawa w góry to ryzyko. Ku szczytom wiedzie nas pragnienie wolności, ale żeby móc się nią cieszyć, trzeba bezpiecznie dotrzeć do celu i wrócić z powrotem do domu.
Źródło: TwojaPogoda.pl