Arka Noego to drewniana skrzynia, która według biblijnej Księgi Rodzaju, została zbudowana przez Noego na polecenie Jahwe. Noe miał w niej zmieścić zwierzęta oraz swoją rodzinę. Tylko oni przetrwali potop trwających przez 40 dni i nocy.
Biblia opisuje, że po 150 dniach Arka osiadła na Górze Ararat. Jednak do dzisiaj na jej ślad nie udało się natrafić, choć zdarzały się sensacje. Jedną z nich była belka znaleziona przez badaczy, a której wiek za pomocą metody radiowęglowej określono na 5 tysięcy lat.
Być może jest to pierwszy dowód na to, że Arka znajduje się na stokach wulkanu, ale badaczom to wciąż nie wystarczy. Francis Apras, nazywany francuskim Indiana Jonesem, po 17 latach poszukiwań i analiz zdjęć satelitarnych, doszedł do wniosku, że wie, gdzie Arka się znajduje i zamierza ją wskazać.
W tym celu w lipcu 2014 roku zorganizował ekspedycję, która zawędrowała na Górę Ararat, położoną na wschodnich krańcach Turcji, przy granicy z Armenią i Iranem. Naukowcowi nie udało się jej jednak znaleźć tam, gdzie przypuszczał, że ona spoczywa. Jednak w swych poszukiwaniach nadal nie ustaje. Ostatnio twierdził, że jest już bardzo blisko.
Naukowiec dementuje jednocześnie pogłoski, że Arka znajduje się w miejscu tzw. anomalii Araratu, gdzie na zdjęciach satelitarnych doszukano się ciemnej plamy, która ponoć ma wskazywać, że pod warstwą śniegu i ziemi, spoczywa fragment drewnianej konstrukcji.
Naukowcy nie tylko zastanawiają się, gdzie Arka może się znajdować, lecz również zachodzą w głowę, jak mogło dojść do tak niezwykłego zjawiska, jakim jest potop. Ów zdarzenia nie udało się dotąd potwierdzić za pomocą badań geologicznych, bowiem nigdzie na świecie, także w rejonie Araratu, badania warstw gleby z tego okresu, nie wskazują na wystąpienie jakiegoś spektakularnego zjawiska, które odcisnęłoby jakikolwiek widoczny ślad.
Zdaniem naukowców, pojawienie się takiej totalnej powodzi można by wytłumaczyć rzeczywiście tylko interwencją niebios, ponieważ w atmosferze nie istnieje wystarczająca ilość wody, aby zatopić najwyższe szczyty górskie. Atmosfera ziemska zawiera niemal 13 tysięcy kilometrów sześciennych wody w postaci pary wodnej.
Gdyby nawet cała zawarta w atmosferze para skropliła się i spadła na ziemię w postaci deszczu, woda pokryłaby glob warstwą o grubości zaledwie 24 milimetrów. Nie pomogłyby nawet najpotężniejsze ulewy, które znane są z historii meteorologii.
Jedną z nich jest ta z wyspy Reunion na wodach Oceanu Indyjskiego, gdzie w ciągu 24 godzin między 7 i 8 stycznia 1966 roku spadło 1825 mm deszczu. Jednak taka anomalia zdarza się tylko raz w historii i tylko w jednym miejscu.
Niewątpliwie od najdawniejszych czasów ludzkość nękały wielkie, ale lokalne powodzie, m.in. w starożytnej Asyrii 5600 lat temu doszło do zalania terenów położonych między Tygrysem i Eufratem. Wieści o ogromnych, miejscowych powodziach powtarzają się w różnych źródłach w wielu kulturach i religiach świata, na przykład w Koranie, w skandynawskim zbiorze podań „Edda” i w indyjskich hymnach „Szatopatha brahmana”.
Jedną z najbardziej wiarygodnych hipotez był cyklon tropikalny, który od strony Zatoki Perskiej nawiedził rejon Araratu, przynosząc gigantyczne ulewy. Doprowadziły one do przerwania naturalnej zapory, która oddzielała Morze Śródziemne od nizinnych obszarów, gdzie dzisiaj znajduje się Morze Czarne.
Hektolitry wody zalały znacznie większy obszar niż obecnie zajmowany jest przez ten akwen, sięgając aż przedsionka Kaukazu. Jak było naprawdę? Być może jeśli francuskiemu archeologowi uda się odnaleźć szczątki Arki, pobrane z nich próbki ujawnią choć część tej niezmiernie ciekawej zagadki.
Źródło: TwojaPogoda.pl