Wraz z roztapianiem się wiecznych lodowców i morskiego lodu, zainteresowanie bogactwami naturalnymi dalekiej północy, systematycznie rośnie. Mówi się, że na ociepleniu klimatu skorzystają zwłaszcza górnicy i nafciarze, ponieważ to, co dotąd spoczywało pod lodem, już niedługo znajdzie się w zasięgu ręki. Do Arktyki przybywa coraz więcej naukowców, którzy badają poważne zmiany zachodzące w tamtejszym ekosystemie.
Wyniki ich badań coraz częściej są wykorzystywane przez przedsiębiorców, którzy przybywają w region, szukając dobrego zarobku. Im więcej przyjezdnych, tym mieszkańcy arktycznych osad bardziej się bogacą. Turyści korzystają z ich infrastruktury, która na bieżąco jest rozwijana.
Dane statystyczne potwierdzają, że z biegiem lat populacja miejscowości rośnie, wzrasta też ich zamożność. Jednak prawdziwą świetność mają wciąż przed sobą. Nuuk na Grenlandii, Alert i Eureka w Kanadzie, Barrow i Prudhoe Bay na Alasce czy Longyearbyen na norweskim Svalbardzie, to tylko kilka przykładów osad, które dzisiaj są zamieszkiwane czasowo przez kilka tysięcy górników i nafciarzy, a które błyskawicznie się rozwijają.
Do osad z każdym sezonem dociera coraz więcej sprzętu i towarów. Powstają nowe budynki, domy, infrastruktura służąca wydobyciu ropy i gazu oraz cennych minerałów. Za mniej niż 50 lat, gdy wieczne śniegi i lody północy roztopią się w takim stopniu, że umożliwią wydobycie na masową skalę, przemysł ruszy pełną parą, a za pracą ludzie będą przybywać tysiącami.
Jeśli złowieszcze prognozy klimatologów się ziszczą i globalne ocieplenie będzie postępować błyskawicznie, wysokie temperatury zmuszą przynajmniej część społeczeństw do przeniesienia się dalej na północ. Pierwsze oznaki zmian klimatycznych w Arktyce są widoczne bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie.
W ostatnich latach wiele arktycznych osad odnotowało nowe historyczne rekordy ciepła. Np. na kanadyjskim Archipelagu Arktycznym po raz pierwszy zmierzono 21 stopni, a na Grenlandii aż 26 stopni. Oczywiście mrozy z dalekiej północy nigdy się nie wyniosą, ale w porównaniu z obecnymi, wyraźnie zelżeją.
Przyszli mieszkańcy arktycznych metropolii będą się musieli liczyć z dniami i nocami polarnymi, które mogą przyprawiać o depresję. Jednak rozwój techniki z pewnością zmieni nasze podejście do życia. Być może to właśnie w Arktyce w pierwszej kolejności powstaną miasta pod kloszami?
W ostatnich latach w Nuuk, stolicy Grenlandii, wyrosły pierwsze wieżowce mieszkalne. Dotąd tradycyjna zabudowa została zaburzona przez wdzierający się postęp, a wraz z nim deweloperów, którzy szybko zmienią oblicze tego dotąd nieskażonego zakątku świata. Być może za pół wieku Nuuk zmieni się z wioski w prężną metropolię, jak z poniższego obrazka?
Za 50 lat spotkamy się na Grenlandii
Nasz czytelnik Andrzej Ożóg ma swoją wizję życia na Grenlandii, które będzie się toczyło za pół wieku. Jest 27 lipca 2063 roku. Siedząc w altanie, patrzę na motyla, który przelatuje obok mnie i siada na pelargonii, zawieszonej w doniczce zaraz koło mojej głowy. Dziś mija już pięć lat, jak wraz z żoną i synkiem przylecieliśmy do Nuuk, stolicy Grenlandii. Pamiętam jakby to było wczoraj.
Do tamtego czasu prowadziliśmy gospodarstwo produkujące ekologiczną żywność w południowej Polsce. Jednak ponawiające się rok w rok susze i powodzie sprawiły, że stało się to bardzo trudne. Ostateczną przyczyną opuszczenia Polski było zniszczenie naszego gospodarstwa i większości upraw przez trąbę powietrzną 6 lat temu.
Postanowiliśmy podjąć trudną decyzję i za pieniądze z polisy, zdecydowaliśmy się przeprowadzić w nowe, bezpieczniejsze i bardziej "stabilne klimatycznie" miejsce, jak to się teraz modnie mówi. Po przestudiowaniu kilku propozycji, m.in. Labradoru, zachodniej Alaski, Aleutów i Kamczatki, wybór padł na Grenlandię. Nasza druga ojczyzna.
Teraz, gdy czytam, że jeszcze 50 lat temu miała ona zaledwie 60 tysięcy mieszkańców, a Nuuk zaledwie 15 tysięcy, to nie dowierzam tym danym. Obecnie Nuuk z liczbą ludności ponad 500 tysięcy, jest najszybciej rozwijającym się miastem świata. Liczba jego mieszkańców rośnie rocznie o 40 tysięcy, natomiast liczba imigrantów dla całej Grenlandii wynosi grubo ponad 100 tysięcy rocznie i z roku na rok rośnie.
Pochodzą oni głównie z Europy, Ameryki Północnej i... Chin, gdyż rząd wyspy stara się prowadzić politykę imigracyjną na "modłę kanadyjską". Imigranci mają rodziny i dobre prace, pieniądze, jednak pragną zamieszkać w spokojnym miejscu, wolnym od huraganów, fal nieznośnych wielomiesięcznych upałów, susz, tornad, gradu i powodzi. I to właśnie ci ludzie, z pomysłami, umiejętnościami, talentami, zapałem do pracy, są mocą sprawczą wielkiego sukcesu Grenlandii.
Oczywiście nie byłoby ich tutaj bez znacznego ocieplenia miejscowego klimatu - miejscami średniorocznie nawet powyżej 3 stopni w ciągu ostatnich 60-70 lat. Na przykład w Nuuk wzrosła ona z około minus 1 stopnia na początku obecnego wieku, do powyżej 2 stopni średniorocznie obecnie. Nie zdarzają się już lata, gdzie średnia roczna spada poniżej 1,5 stopnia.
To pozwoliło na intensywny rozwój rolnictwa w całej południowo-zachodniej części wyspy. Korzystam z tego także i ja, prowadząc, wraz z rodziną, ekologiczną farmę w okolicach Narsarsuaq, na samym południu Grenlandii. U nas średnia roczna to już powyżej 4,5 stopnia.
Mamy mnóstwo klientów, kupujących nasze wyroby - piekarnicze, mięsne i nabiałowe. Na początku wieku zaczęto uprawiać w tych okolicach jęczmień, następnie, żyto, aż w ostatnich latach zaczęła udawać się pszenica. Jednak większość z moich znajomych nie pracuje w rolnictwie, ale w usługach a także w przemyśle.
Najszybciej rozwijającymi się gałęziami przemysłu Grenlandii, to przemysł wysokich technologii (biotechnologia, nanotechnologia), przetwórczy, wydobywczy i energetyka. Cofające się lodowce pozwoliły na poszukiwanie ropy naftowej, gazu, rud metali, i innych bogactw naturalnych, także i na pełnym morzu, na północy wyspy, gdyż tam od lat 40-tych lodu już nie ma, oczywiście latem.
Obecnie szczególnie w cenie jest ropa naftowa, gdyż rabunkowa gospodarka z ubiegłego i początku obecnego wieku, znacznie podniosła jej ceny. Jak było można wtedy ją tak po prostu spalać. A teraz zaczyna jej brakować do wyrobu niezbędnych w codziennym życiu rzeczy. Echhh! Nigdy tego nie zrozumiem.
Niektórzy ze znajomych pracują w energetyce. W ostatnich kilku dekadach Grenlandia stała się największym producentem energii elektrycznej na głowę i w pierwszej 10 na świece. Coraz więcej wody z topniejącego lądolodu napędza olbrzymie elektrownie wodne, które ostatnio osiągnęły łączną moc 45 GW.
Energia wody wraz z energetyką wiatrową, która w ubiegłym roku osiągnęła 90 GW mocy, jest dźwignią do rozwoju gospodarki wyspy. 95 procent energii jest eksportowane, a energia jest bardzo droga. A co roku stawiane są coraz to nowe wielkie morskie farmy wiatrowe w okolicach wyspy.
Za pieniądze uzyskane z eksportu energii i częściowo produktów przemysłu przetwórczego, rząd stara się wspierać rozwój przemysłu wysokich technologii. Obecnie Grenlandia jest światowym liderem w branży informatycznej, notującym stały niedobór pracowników.
Ale po pracy trzeba też odpocząć. Część znajomych pracuje w turystyce. U ubiegłym roku przyjechało na wyspę 4 mln turystów, spragnionych zimowego szaleństwa oraz zobaczenia znikającego w oczach lądolodu. Po upadku alpejskich kurortów w latach 40-tych i 50-tych, to u nas powstały wielkie centra narciarstwa.
Zjeżdża się do nas cała Europa i pół Ameryki. No i można jeździć przez cały rok. Sam lubię jeździć np. w Kulusuk, jednym z głównych kurortów narciarskich na wyspie. Osobiście nie lubię Nuuk czy Narsarsuaq, które ma już ponad 250 tysięcy mieszkańców i jest drugim co do wielkości miastem na wyspie, po stolicy.
Zamieniają się one powoli w miasta niczym nie różniące się od tych podobnej wielkości w Europie czy Ameryce. Wolę naszą farmę. W przyszłym roku, idąc za radą mojego sąsiada (pochodzącego z Ukrainy), posadzę drzewa owocowe i założę sad. On kilka lat temu założył i zasadził stare odmiany z Europy Środkowej. W tamtym roku już owocowały i były bardzo smaczne. Takie jabłka to pamiętam z czasów dzieciństwa i z opowieści dziadka - jak to kiedyś, na początku wieku było.
Ostatnio byłem u brata w Polsce. Tam znów była wiosenna wielka powódź, a teraz od miesiąca nie spadł deszcz, natomiast temperatura przekracza dzień w dzień 37 stopni. Dużo jego sąsiadów to obecnie Grecy i Włosi, którzy kupili tutaj swoje letnie domy i mówią, że się czują jak u siebie... kilkadziesiąt lat temu.
Rzeczywiście, patrząc na prognozę pogody, to dziś w Rzymie 44 stopnie, w Atenach 46 stopni, a w Madrycie 48 stopni (i tak już od półtora miesiąca i jeszcze przynajmniej przez półtora) i nawet południowcom jest tam za gorąco. Natomiast brat zastanawia się nad przeniesieniem gdzieś na północ. Zapraszałem go do siebie. U mnie w altanie na Grenlandii przyjemne 25 stopni.
Źródło: TwojaPogoda.pl