Katowice dołączyły do niechlubnego grona miejscowości, które nawiedzone zostały przez gigantyczną ulewę zakończoną potopem. Taki kataklizm wcześniej zdarzał się za życia tylko raz, jednak z powodu zmian klimatycznych będzie coraz częściej.
Prawdopodobieństwo, że gigantyczna ulewa nawiedzi naszą okolicę, jest bardzo niewielkie. Dzieje się tak dlatego, że opady nawalne mają bardzo niewielki zasięg i aby mogły wystąpić, muszą panować nadzwyczaj korzystne warunki atmosferyczne, a te pod naszą szerokością geograficzną zdarzają się rzadko.
W przypadku Katowic wystarczyło zaledwie 30 minut, aby największy obszar miejski w naszym kraju znalazł się pod wodą. Strażacy zmagali się z podtopieniami zabudowań, ulic, zakładów usługowych i samochodów. Miejscami poziom wody sięgał 2 metrów.
Zanim zakończyli akcję osuszania, minęło kilka godzin. Mieszkańcy, aby dostać się do swoich domów czy wydostać ze sklepów, musieli brodzić w wodzie lub pływać pontonami. Straty materialne będą sięgać milionów złotych. Niektórzy potracili dorobek całego życia.
Podobny kataklizm dotknął wcześniej w tym sezonie oraz w poprzednich kilku latach też Gdańsk, Łódź, Zgierz, Brzeziny, Bieliny, Częstochowę, Wieliczkę oraz kilkanaście innych miejscowości na południu, wschodzie i w centrum kraju. Niestety, w tym sezonie będzie ich znacznie więcej.
Mieszkańcy Katowic twierdzą, że choć regularnie co kilka lat dochodzi u nich do podtopień, to jednak nie na tak dużą skalę. Opad nawalny o sumie ponad 80 mm w ciągu jednej godziny, zdarza się w danej miejscowości niezmiernie rzadko, bo statystycznie raz na stulecie. Zasięg takiego opadu jest niewielki i obejmuje obszar o średnicy najwyżej 10-20 kilometrów. W przypadku Katowic tak dużej sumy opadów nie notowano przynajmniej od 1951 roku.
To oznacza, że jedna miejscowość może zostać podtopiona, a w innej, znajdującej się obok, może nie spaść ani jedna kropla deszczu. Punktowe, bardzo intensywne opady deszczu, najczęściej pochodzą z chmury burzowej o charakterze stacjonarnym. W takiej chmurze dominują pionowe ruchy powietrza, które piętrzą ją, i jednocześnie zatrzymują w miejscu.
Jeśli taka chmura zalega nad jedną miejscowością przez dłużej niż 15-30 minut, to może spowodować katastrofalne w skutkach podtopienia. W porze letniej do takich incydentów dochodzi kilkadziesiąt razy, za każdym razem ulice zmieniają się w rwące strumienie.
Jak dotychczas jeden z największych opadów nawalnych przeszedł w maju 1996 roku nad miejscowością Sułoszowa koło Olkusza w Małopolsce. W ciągu 60 minut spadło aż 180 mm deszczu, czyli tyle, ile powinno przez dwa miesiące. Tej wiosny i lata sytuacja powtórzy się i to wielokrotnie. Choć deszczu wstrzymać nie możemy, to jednak potrafimy ograniczać jego skutki.
Jak zapobiegać skutkom ulew?
Przede wszystkim należy zaobserwować w których miejscach woda lubi się gromadzić podczas większych ulew w naszej okolicy. Zgodnie z prawem o grawitacji, woda spływa i gromadzi się w najniżej położonym miejscu. Jeśli jest to miejsce bezodpływowe, to zaczyna się pojawiać problem, bo jedynym rozwiązaniem jest wówczas odprowadzenie wody przez pompy.
Władze bardzo często zapominają o zasadach fizyki, budując studzienki kanalizacyjne gdzie popadnie. Tymczasem ich miejsce jest właśnie w obniżeniach terenu, gdzie mogłyby bardzo szybko poradzić sobie z nadmiarem deszczówki i tym samym zapobiec potopowi. Jednak odpowiednie zlokalizowanie studzienek burzowych to nie wszystko, bowiem, gdy w krytycznym momencie będą one zapchane, to z ratunku przed podtopieniami będą nici.
Dlatego akcja udrażniania studzienek powinna być prowadzona po okresie zimowym natychmiast, gdy tylko się ociepli i pojawią się pierwsze burze. Oczekiwanie aż do maja czy czerwca, tak jak w przypadku Katowic, może się okazać zgubne w skutkach.
Jeśli studzienki w naszej okolicy są zatkane, to taki problem powinniśmy zgłaszać służbom utrzymania miasta. Niestety, nie zawsze przynosi to oczekiwany efekt. Aby ograniczyć skutki ulewy, możemy powziąć środki zapobiegawcze również we własnym zakresie. Przede wszystkim nie parkować samochodów w pobliżu studzienek. Dlaczego? Poniższy filmik Wam to wytłumaczy.
Betonowa dżungla
Nasze miasta są coraz bardziej zabetonowane, a właśnie beton sprawia, że ulewy okazują się dramatyczne w skutkach. Po pierwsze betonowa dżungla miejska przez cały dzień nagrzewa się, a wieczorem zaczyna oddawać ciepło, które stanowi swoiste paliwo dla chmur burzowych.
Badania przeprowadzone w amerykańskich metropoliach wskazują, że do tzw. oberwań chmur dochodzi najczęściej nad dużymi kompleksami miejskimi, mimo, że stanowią one nieduże wyspy pośród obszarów wiejskich. Powiedzenie, że miasta przyciągają burze, jest jak najbardziej trafne.
Problem z betonem ma także drugie oblicze, bowiem woda, gdy już spadnie w dużych ilościach z chmur, nie ma gdzie spływać i gromadzi się tam, gdzie nie powinna. Jeśli z betonu nie możemy zrezygnować, to może chociaż nowoczesne technologie przyjdą nam z pomocą.
Jedną z nich jest nowy rodzaj betonu, który choć przypomina ten tradycyjny, to jednak potrafi absorbować nawet duże ilości wody. Pokaz tego typu materiału odbył się na jednym z parkingów w stanie Iowa w USA. Cement charakteryzuje się bardzo wysoką przepuszczalnością wody, dzięki czemu trafia ona bezpośrednio do gruntu zamiast spływać kanałami burzowymi.
Rozwiązanie takie skutkuje znacznie mniejszym ryzykiem zalania ulic, ale także może wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa na ulicach. W czasie prezentacji betonu, w ciągu 5 minut, na niewielki skrawek nawierzchni, wylano prawie 7 tysięcy litrów wody. Na poniższym filmiku możecie zobaczyć z jakim efektem.
Potopy będą coraz częstsze
Przyczyną gigantycznych ulew jesteśmy my sami, bowiem emitujemy do atmosfery coraz więcej gazów cieplarnianych, które wywołują tzw. efekt szklarniowy. Temperatura wzrasta, a wraz z nią zdolność atmosfery do magazynowania wody. Musi ona gdzieś się podziać, więc wraz z cyklem hydrologicznym, spada na ziemię.
Ten cykl nasila się, przez co z biegiem lat deszcze w niektórych regionach świata mogą być coraz to obfitsze, a przez to, coraz częściej powodować podtopienia. Nasze miasta rozwijają się, zwiększa się też ich populacja, co sprzyja wzrostowi kosztów takich nawalnych opadów. Przykładowo w Warszawie stale rośnie najwyższa dobowa suma opadów. W latach 1971-2000 średnia z nich sięgała 33 mm, w latach 1981-2010 wzrosła do 36 mm, a w kończącym się okresie referencyjnym 1991-2020 sięga już 38 mm.
Co więc możemy zrobić, aby zapobiec pogarszaniu się sytuacji? Oczywiście rozpocząć walkę z globalnym ociepleniem na poważnie. Chyba, że chcemy każdej wiosny i lata obawiać się o swój samochód, mieszkanie czy nawet zdrowie i życie.
Źródło: TwojaPogoda.pl / IMGW-PIB / UNH Stormwater Center.