Kalifornia nie przestaje drżeć. Jeszcze nie usunięto szkód po czwartkowym (4.07) wstrząsie, którego siła szacowana była na M6.4, a dzisiaj (6.07) o godzinie 5:19 czasu polskiego (20:19 czasu miejscowego) doszło do jeszcze silniejszego wstrząsu M7.1. Oba trzęsienia były największymi w amerykańskiej części południowej Kalifornii od 16 października 1999 roku.
Ich epicentra położone są w rejonie miasta Ridgecrest w Dolinie Searles na obszarze Parku Narodowego Doliny Śmierci, około 200 km na północny wschód od Los Angeles. Ze względu na bardzo płytkie ognisko, wstrząsy są odczuwane w promieniu 350 km, m.in. w Los Angeles, Las Vegas, a nawet w San Diego przy granicy z Meksykiem, w sumie przez nawet 30 milionów ludzi.
Po drugim wstrząsie znów doszło do pękania ziemi i zejść lawin kamiennych. Nieprzejezdna jest droga nr 178 z Bakersfield do Lake Isabella, którą tarasują olbrzymie głazy. Drugi wstrząs poczynił większe szkody niż pierwszy, gdy w miejscowościach położonych na słabo zaludnionym obszarze pękały ściany budynków i szyby w oknach, wybuchały pożary, doszło do uszkodzeń wodociągów i przerw w dostawach prądu.
Konieczna okazała się ewakuacja niektórych budynków mieszkalnych, a także miejscowego szpitala, których konstrukcja została naruszona. Żadnej z ewakuowanych osób nic się nie stało. Wciąż występują wstrząsy wtórne, ale ich siła słabnie.
Według najnowszych informacji miejscowych władz rannych zostało kilkadziesiąt osób. Na szczęście nikt nie zginął. Z powodu braku prądu, klimatyzacji i wody w kranach służby przygotowały dla mieszkańców specjalne centra klimatyzacyjne, aby mogli się ochłodzić i uzupełnić płyny.
Pogoda jest o tej porze roku wyjątkowo niesprzyjająca. Temperatura w ciągu dnia dochodzi do 40 stopni w cieniu, a niebo jest wolne od chmur. Wystarczy tylko chwila w palącym słońcu, aby się odwodnić i przegrzać, a wówczas nie trudno o zagrożenie zdrowia i życia.
To zapowiedź potężnego wstrząsu?
Wstrząsy, które trwały około 20 sekund, zostały uznany przez naukowców za największe w regionie od równo 20 lat. Przypomniały one Kalifornijczykom, że w każdej chwili może nadejść wstrząs, przed którym sejsmolodzy ostrzegają od lat.
Tym razem epicentra trzęsień nie znajdowały się w ciągu słynnego Uskoku Św. Andrzeja, jednak w przyszłości może do nich dojść właśnie w tym newralgicznym miejscu. Wstrząs miałby być porównywalny do tego, który zrujnował w 1906 roku San Francisco.
Jak donosi gazeta Los Angeles Times, naukowcy z Kalifornijskiego Instytutu Technologicznego przeprowadzili symulacje komputerowe na podstawie danych o zabudowie regionu. W samym Los Angeles wstrząs jest w stanie zniszczyć ponad tysiąc budynków wzniesionych z płyty betonowej.
W gruzach ległyby także setki innych budynków, które powstały w czasie, gdy prawo budowlane było znacznie mniej restrykcyjne wobec skutków trzęsień ziemi. Nawet najmniej niepokojące scenariusze wskazują, że runie co najmniej 50 budynków wielopiętrowych, w gruzach których może zginąć od kilkuset do kilku tysięcy ludzi, a drugie tyle odnieść poważne obrażenia.
Źródło: TwojaPogoda.pl / ABC7 / USGS.