Popołudnie i wieczór 15 czerwca minęły na zachodnim Pomorzu pod znakiem gwałtownych burz. Powstawały one jak grzyby po deszczu, jedna za drugą. Każda kolejna była jeszcze silniejsza. Żywioł siał spustoszenie na dużym obszarze.
Na Pojezierzu Drawskim w ciągu zaledwie kilku sekund zerwane zostały dachy na 50 domach. Najtrudniejsza sytuacja miała miejsce w rejonie Złocieńca, Drawska Pomorskiego i Radowa Małego. Tam szkody były najpoważniejsze, ponieważ pozrywanych zostało najwięcej zadaszeń i powalonych najwięcej drzew.
Mieszkańcy i strażacy mówili o trąbie powietrznej. Jednak nikt jej na własne oczy nie widział. Zapewne nigdy byśmy się nie dowiedzieli czy rzeczywiście przetoczyło się tam tornado, gdyby nie nagrania z kamer ochrony, które monitorowały jedno z gospodarstw domowych w Radowie Małym.
Na powyższym filmie, który jest unikalny, bo rzadko udaje się uwiecznić to zjawisko, widzimy bardzo silny wiatr, który unosi pył z pola i z impetem uderza nim w zabudowania. W efekcie w oka mgnieniu rozpada się szopa, dach zostaje ogołocony z dachówek, a drzewa uginają się i łamią.
Na nagraniu widoczny jest też mężczyzna, mieszkaniec tego gospodarstwa, który próbuje pod naporem wichru domknąć bramę garażową i nie pozwolić, aby wiatr ją otworzył. Nie był to dobry pomysł, ponieważ siła wiatru mogła wyrwać bramę i poważnie zranić mężczyznę.
Nie ma jednak śladu najważniejszego, czyli trąby powietrznej. Wszystko wskazuje na to, że szkody poczynił wiatr, choć nie do końca taki zwyczajny. Jego porywy przekraczały 100 km/h. Było to zjawisko punktowe, ograniczone do niewielkiego obszaru.
Potwierdzają to zdjęcia wykonane z drona w rejonie Złocieńca nad jeziorem Dłusko. Drzewa powalone są w jednym kierunku, co wskazuje na wiatr prostoliniowy. Gdyby przeszła trąba powietrzna, konary porozrzucane byłyby w różnych kierunkach, podobnie jak elementy zadaszeń.
Trąbę powietrzną wyklucza także fakt, że drzewa pośród gęstych lasów powalone i połamane zostały wyspowo. To typowy skutek tzw. prądu zstępującego. To powszechne zjawisko podczas burz, ale czasem przybiera katastrofalną w skutkach formę.
Jeśli nie trąba, to co?
Prąd zstępujący niczym grom z jasnego nieba opada z gigantyczną prędkością z chmur na ziemię, a następnie rozprzestrzenia się we wszystkich kierunkach, również ku górze. Zniszczenia, jakie po sobie zostawia są przerażające.
Podmuch powietrza bardziej przypomina falę uderzeniową po gigantycznym wybuchu aniżeli zwyczajny wiatr. Najmocniejsze odnotowane porywy wiatru podczas downburstu osiągały aż 240 km/h i miały zasięg 5 kilometrów.
Wiatr nie tylko łamie drzewa, lecz po prostu je „kładzie”, domy obraca w ruinę, unosi tumany piasku i pyłu w powietrze. Gdy samolot trafi na taki prąd zstępujący, może zostać w jednej chwili ciśnięty o ziemię i rozbić się. Downburst ma również swój odpowiednik o mniejszej skali, nazywany microburstem. Można go zobaczyć na poniższym nagraniu w postaci "bąbla".
Downburst lub microburst powstaje, gdy gradziny lub krople wody w chmurze burzowej trafiają w warstwę o dużej suchości, gdzie wyparowują i tracąc energię ochładzają powietrze. Ta kropla chłodu zaczyna gwałtownie opadać ze względu na swą dużą gęstość, a kiedy sięga powierzchni ziemi zaczyna powodować pustoszenie.
Takie zjawiska zdarzały się w Polsce wielokrotnie, jednak bardzo często były mylone z trąbą powietrzną. To właśnie zjawisko pojawiło się na Pojezierzu Drawskim i tego lata zdarzy się jeszcze wielokrotnie, za każdym razem siejąc zniszczenie. Pytanie tylko, gdzie?
Źródło: TwojaPogoda.pl