Żółte mniszki lekarskie, w okresie wydawania owoców nazywane przez nas potocznie dmuchawcami, były wraz z łopianem i słonecznikami, magnoliami, rutowatymi (łącznie z cytrusami), dereniami i astrowatymi, przez kilka lat obserwowane przez naukowców z Uniwersytetu Humboldta w Niemczech.
Prześledzili oni wpływ temperatury powietrza na te rośliny. Wówczas okazało się, że podczas upałów wydzielają substancje chemiczne, które zwiększają zawartość ozonu przy powierzchni ziemi nawet o 60 procent. W przypadku temperatur zbliżonych do normy wieloletniej, produkcja ozonu jest dużo mniejsza i waha się między 6 a 20 procent.
Niemieccy naukowcy twierdzą, że rośliny przy bardzo wysokich temperaturach emitują izopren, monoterpeny i seskwiterpeny, które wchodzą w reakcję z tlenkami azotu. Powstaje wówczas tzw. ozon przygruntowy, który jest bardzo niebezpieczny dla człowieka i roślin.
Wnikając do organizmu ludzkiego powoduje zwiększone zagrożenie udarami, zwałami i atakami astmy, a także szkodzi spojówkom ocznym i powoduje opóźnienie rozwoju u dzieci.
Ozon przygruntowy jest produkowany nie tylko przez rośliny, poddane silnemu stresowi cieplnemu, lecz również przez człowieka, a dokładniej przez silniki samochodowe.
Tworzy się on w ciepłej porze roku z tlenków azotu i lotnych węglowodorów, pod wpływem bezwietrznej aury, silnego promieniowania słonecznego i wysokiej temperatury powietrza, zwłaszcza w godzinach popołudniowych w dużych miastach, w pobliżu arterii komunikacyjnych.
Ratunkiem może być ograniczenie ruchu drogowego. Wówczas nie tylko oczyścimy powietrze, lecz również sprawimy, że tlenki azotu z silników samochodowych nie będą wchodzić w reakcję z ozonem produkowanym przez mniszki czy słoneczniki, dodatkowo nasilającym zanieczyszczenie powietrza. Jest o co walczyć, bo szacuje się, że ozon przygruntowy corocznie zabija na całym świecie aż 375 tysięcy osób.
Źródło: TwojaPogoda.pl