35 stopni w cieniu to najwyższa, jak dotąd, odnotowana temperatura powietrza od początku roku. Najgorętszym miastem wojewódzkim okazał się Poznań. Co ciekawe, w czołówce najcieplejszych miejscowości znalazł się też popularny nadbałtycki kurort, Darłowo.
Stało się tak dlatego, że morska bryza ustała, zaś wiatr wiejący znad lądu, podniósł temperaturę do wartości, których nie notowano w tym czasie niemal nigdzie na nizinach, a przecież plaże są zwykle najchłodniejszym miejscem w naszym kraju.
Pierwsza fala upałów okazała się niezwykła z jeszcze wielu innych powodów. Przede wszystkim padły historyczne rekordy średniej dobowej temperatury dla czerwca. Tak było w Poznaniu i Toruniu, gdzie średnia sięgnęła aż 28 stopni. Pobite zostały dotychczasowe rekordy z lat 50. i 60. ubiegłego wieku.
Warto przy tej okazji podkreślić, że norma temperaturowa w obu miastach wynosi 16-17 stopni. To oznacza, że w tych rekordowo ciepłych dniach była przekroczona o ponad 10 stopni! Co więcej, wpływ na ten rekord miała głównie temperatura nocna, która nie spadała poniżej 21-22 stopni.
Z 11 na 12 czerwca najcieplejszej nocy doświadczyli mieszkańcy Jeleniej Góry i okolic, położonych u stóp Karkonoszy. Najniższa zmierzona temperatura wyniosła tam aż 22,9 stopnia. Bez otwartego okna, a niekiedy także wentylacji, trudno było spokojnie zasnąć.
Historyczny rekord temperatury dla czerwca w skali ogólnokrajowej nie padł. Nadal należy on do Wrocławia, gdzie bardzo dawno temu, bo 27 czerwca 1935 roku, zmierzono równo 38 stopni w cieniu. Jeśli wziąć pod uwagę tylko te najnowsze rekordy, to w Cebrze k. Głogowa na Dolnym Śląsku 21 czerwca 2000 roku odnotowano 37,2 stopnia.
Jednak padły historyczne rekordy dla poszczególnych miejscowości. Ten najbardziej widowiskowy należy do nadmorskiego Darłowa, gdzie 12 czerwca temperatura sięgnęła 34,2 stopni i tym samym pobiła dotychczasowy rekord dla czerwca z 1997 roku.
Na większym obszarze kraju temperatura osiągała maksymalnie od 31 do 33 stopni w cieniu. W całej północnej i wschodniej oraz miejscami w środkowej i południowej części kraju liczba dni upalnych już w pierwszej połowie czerwca osiągnęła normą dla całego lata lub nawet ją przekroczyła. W Słubicach dni upalnych było już 9. Rekordzistą pod tym względem jest natomiast Rzeszów, gdzie 6 dni z upałem wystąpiło z rzędu, a norma została przekroczona o połowę.
Czy to oznacza, że więcej tego lata upały już się nie pojawią? Nic bardziej mylnego. W 2015 roku norma dni upalnych była przekraczana nawet kilkukrotnie. W Opolu, gdzie zazwyczaj upał panuje przez tydzień, tamtego pamiętnego lata w sumie występował przez miesiąc.
Wraz z rekordowymi temperaturami padły też rekordy zapotrzebowania na energię elektryczną. Jak poinformowały Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) 12 czerwca o godzinie 13:15 krajowe zapotrzebowanie na moc elektryczną wyniosło 24 tysiące megawatów.
Jeszcze nigdy w porze letniej nie potrzebowaliśmy tyle prądu. Eksperci jednak uspokajają, że masowe wyłączenia prądu z tego powodu nam nie grożą. Podczas fali upałów nie było przerw w dostawach energii. Problem mógłby się pojawić, gdyby upał i susza trwały bardzo długo.
Wówczas poziom rzek, z których woda jest pobierana do chłodzenia bloków energetycznych w elektrowniach, byłby na tyle niski, aby system padł. Wówczas zakłady przemysłowe, które energii potrzebują najwięcej, musiałyby ograniczyć jej pobór, a Polska musiałaby importować energię z zagranicy.
Fala upałów to również same problemy w transporcie publicznym, już nie wspominając o braku klimatyzacji w zatłoczonych autobusach i tramwajach, i o braku zachowania podstawowych zasad higieny wśród niektórych podróżnych.
Najgorsze okazały się pożary autobusów oraz pękające szyny, z powodu których np. w Krakowie dochodziło do paraliżu komunikacyjnego na głównych liniach, a także stojące w polu składy bez wentylacji. W jednym z takich pociągów, TLK Gwarek relacji Katowice - Słupsk, zmarł 75-letni mężczyzna.
Pociąg stał w pełnym słońcu przez 3 godziny. Pasażerowie skarżyli się, że dochodziło do licznych omdleń z powodu braku klimatyzacji, zaś z toalet nie można było skorzystać, ponieważ odcięte zostały dostawy wody.
Upały wyzwoliły w niektórych szczyty głupoty. We Wrocławiu mężczyzna pozostawił swojego 7-letniego syna w samochodzie na 30-stopniowym upale, a sam poszedł na zakupy. Podobnie było w Łodzi, gdzie matka zostawiła w aucie 7-letnią córkę i 2,5-rocznego syna, gdyż jedno z nich usnęło.
Kobieta zarzekała się, że pozostawiła uchyloną szybę, jednak przy zamykaniu auta szyba zasunęła się automatycznie, czego lekkomyślna matka nie zauważyła. W porę zareagowali przechodnie, dzięki czemu dzieci udało się uratować. Za taki czyn grozi do 5 lat pozbawienia wolności.
Ostatnie gorące dni to także ponura statystyka utonięć. W weekend utopiło się 9 osób, a przez miniony tydzień aż 29. W sumie od początku czerwca zginęło 56 osób. Wśród ofiar znalazł się m.in. 18-latek, który próbował przepłynąć na niemiecką stronę Nysy Łużyckiej. Utonął na oczach koleżanek, którym zapewne chciał zaimponować.
Życie w wodzie stracił też 15-latek, który utonął na niestrzeżonym kąpielisku w starej żwirowni w Słopsku na Mazowszu. Próbowała go ratować siostra, ale jej się nie udało. Gdy wezwała na pomoc ratowników, było już za późno.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Polsat News.