W ubiegły wtorek (4.06) o poranku tysiące Londyńczyków ze zdziwieniem w oczach obserwowało na niebie zaskakującą chmurę. Przypominała one morskie fale. Niektórzy nazwali ją nawet „czarną dziurą”, ponieważ w pewnym momencie obłoki utworzyły paszczę, która wydawać by się mogło, chciała pochłonąć Londyn.
Oczywiście, jak zwykle przy podobnych fenomenach, nie zabrakło komentarzy, że to namacalny dowód na stosowanie inżynierii pogodowej przez bliżej nieokreślone służby, których celem jest zastraszanie i opryskiwanie ludności najróżniejszymi chemikaliami.
Jednak wytłumaczenie tego zjawiska aż tak zawiłe nie jest. Chmura, której nadano nazwę Asperitas, pierwszy raz sfotografowana została w 2005 roku w regionie Canterbury w Nowej Zelandii przez Wittę Priester. Serwisy społecznościowe zawrzały, bo nie brakowało opinii, że zdjęcie „podkręcono” w Photoshopie.
Jednak rok później Jane Wiggins podobną chmurę uwieczniła nad Cedar Rapids w stanie Iowa w USA. Wieści o kolejnych zdjęciach zaczęły napływać z różnych stron, zarówno z USA, jak i świata. Widywano je wielokrotnie nad Polską, m.in. nad Warszawą, Poznaniem i Łodzią, a także nad Tatrami.
To potwierdza, że zagadkowe zjawisko nie jest mistyfikacją. Tematem zainteresował się Gavin Pretor-Pinney, założyciel Towarzystwa Oceny Chmur. Postanowił on wprowadzić zmiany w oficjalnej klasyfikacji chmur, ale nie było to wcale proste.
Jako, że chmura przypominała wzburzone i falujące morze, zdecydowano się na nazwę Undulatus Asperatus. Wiosną 2017 roku chmura po raz pierwszy znalazła się na łamach Międzynarodowego Atlasu Chmur, gdzie jej nazwa została skrócona do Asperitas.
Choć nie w pełni udało się wyjaśnić, w jakich okolicznościach ta chmura powstaje, wiemy, że odmiana dotyczy głównych chmur piętra średniego Altocumulus i Stratocumulus. Zazwyczaj pojawiają się one po rozpadzie chmur burzowych, jako następstwo konwekcji.
Źródło: TwojaPogoda.pl