Znów lotem błyskawicy roznosi się wieść o radioaktywnym obłoku nad Polską, a niektórzy bardziej strachliwi kupują w aptekach płyn Lugola z jodem. Plotka zrodziła się po niepokojących informacjach z Rówieńskiej Elektrowni Jądrowej na Ukrainie, gdzie wczoraj (29.04) późnym wieczorem doszło do awarii.
W stacji transformatorowej wybuchł pożar, który udało się na szczęście ugasić. Prewencyjne jednak wstrzymano pracę bloku nr 3. Obecnie funkcjonują normalnie tylko dwa bloki, ponieważ blok nr 2 jest w remoncie.
Według informacji ukraińskich władz, potwierdzonych przez polskie Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) i Państwową Agencję Atomistyki (PAA), poziom promieniowania w rejonie elektrowni nie uległ podwyższeniu, a więc nie ma żadnego zagrożenia. Sytuacja może nas jednak niepokoić, ponieważ elektrownia znajduje się w mieście Warasz, zaledwie 150 kilometrów na wschód od polskiej granicy.
W dodatku wiatr wieje w tej chwili dokładnie znad elektrowni w stronę Lubelszczyzny. Możemy jednak odetchnąć z ulgą, ponieważ żadnego skażenia nie wskazują także niezależne pomiary! Incydent pokazuje, że mimo wyjątkowo zaostrzonych kontroli w placówkach na co dzień zajmujących się substancjami radioaktywnymi, a także w cieniu 33. rocznicy katastrofy czarnobylskiej, nadal nie jesteśmy wolni od zagrożenia.
Rówieńska Elektrownia Jądrowa powstała na początku lat 80. ubiegłego wieku. W ciągu pierwszych 6 lat działalności uruchomiono trzy bloki. Ostatni jest znacznie nowocześniejszy, ponieważ zaczął działać w 2004 roku. Zagraniczni specjaliści w 1989 roku uznali elektrownię za wyjątkowo bezpieczną. Unia Europejska wyróżniła ją jako czołowy zakład do wdrożenia wielu międzynarodowych projektów.
Władze powinny nas poinformować
Władze w takich przypadkach czasem wykazują się niezrozumiałą opieszałością w bieżącym informowaniu nas o zagrożeniu. Na szczęście w dzisiejszych czasach dostęp do niezależnych informacji jest o wiele łatwiejszy niż dawniej. Możemy na własną rękę śledzić pomiary powietrza i zawczasu być przygotowanym na najgorsze.
Pierwszym źródłem informacji jest zawsze Państwowa Agencja Atomistyki (PAA), która ma obowiązek informować, podobnie jak jej odpowiedniki w innych krajach, o skażeniu radiacyjnym Międzynarodową Agencję Energii Atomowej (MAEA). Na oficjalnej stronie internetowej tej instytucji, stale jest zamieszczana aktualna mapa z wynikami pomiarów i informacją, czy poziom promieniowania jest czy też nie jest przekroczony.
Jeśli zawiodą lokalne władze, ogólnoświatowy organ nie powinien takich informacji ukrywać. W przypadku, gdy którykolwiek czujnik odnotuje podwyższony poziom skażenia, natychmiast odczyty są analizowane, a następnie, o ile nie jest to błąd pomiaru, uruchamia się całą procedurę alarmową. Powiadamiane są służby publiczne, a następnie mieszkańcy zagrożonych obszarów. Informacja upubliczniona zostaje przez wszystkie media, czy to telewizyjne czy też internetowe.
A jeśli tego nie zrobią na czas?
Możemy skorzystać z niezależnej sieci pomiarowej Radioactive@Home, prowadzonej przez studentów lub amatorów. W całej Europie, również w Polsce, znajdują się specjalne stacje, które dokonują pomiarów na bieżąco. Najgęściej usiane są nimi okolice elektrowni atomowych, gdzie zagrożenie dla ludności jest największe.
W Polsce mamy około 40 takich stacji, które, jeśli promieniowanie przekracza dopuszczalne granice, w trybie rzeczywistym nas o tym ostrzegą. Warto więc śledzić poniższą stronę i jeśli zielone kropki zmienią się na żółte lub czerwone, natychmiast przekazywać taką informację dalej.
Jeśli to nam nie wystarcza i chcemy mieć informacje z pierwszej ręki, czyli od siebie, możemy zakupić czujnik radiacyjny na własność, dokonywać pomiarów na bieżąco, a dane z niego wdrożyć do systemu Radioactive@Home, aby mogli z nich korzystać także inni.
Kamery wszystko nam pokażą
Dodatkowym elementem systemu wczesnego ostrzegania są kamery internetowe, za pomocą których każdy z nas może śledzić czy rzeczywiście w elektrowni nie doszło do wybuchu i czy nie unosi się nad nią charakterystyczna chmura radioaktywnego pyłu. Tego typu kamery są ogólnodostępne np. w Czechach. Poniżej monitoring elektrowni atomowej w Temelinie:
Warto dodać, że to właśnie widok z kamery internetowej był pierwszym ostrzeżeniem dla mieszkańców rejonu Fukushimy w 2011 roku. Po raz pierwszy udało się uwiecznić moment wybuchu i uniesienia się radioaktywnego obłoku, co jest widoczne na poniższym zdjęciu.
Gdzie zawędruje radioaktywna chmura?
Jeśli już do skażenia dojdzie, dysponujemy narzędziem, dzięki któremu możemy śledzić trasę, którą będzie się przemieszczać radioaktywny obłok. Służą do tego symulatory przepływu mas powietrza np. model HYSPLIT amerykańskiego Narodowego Urzędu do spraw Oceanów i Atmosfery (NOAA).
Z kilkudniowym wyprzedzeniem możemy więc określić, gdzie zawędruje chmura i czy sięgnie Polski. Jeśli doszłoby np. do awarii w elektrowni atomowej w Zaporożu na Ukrainie wiedzielibyśmy, że przy zachodnim wietrze radioaktywny obłok przemieściłby się na wschód w kierunku Rosji i w żadnym razie by nam nie zagroził. Jeśli wiałoby z przeciwnego kierunku, wówczas mielibyśmy się o co martwić.
Panikę może wywołać zwykły deszcz
Zanim zaczniemy panikować, pamiętajmy, że ziemska atmosfera jest pełna promieniotwórczych pierwiastków, których źródłem jest gleba. Poziom promieniowania może od czasu do czasu nieznacznie wzrastać, np. z powodu zwyczajnego deszczu. Dlaczego? Ponieważ promieniotwórczy gaz radon (Rn-222), który wydobywa się ze skorupy ziemskiej do atmosfery, ulega rozpadowi promieniotwórczemu.
Jednym z produktów rozpadu jest izotop bizmutu (Bi-214), który unosi się swobodnie w powietrzu. Z reguły daje on pewien w przybliżeniu stały wkład do poziomu promieniowania. Jednak gdy zaczyna padać deszcz, Bi-214 opada razem z kroplami deszczu, kumulując się na gruncie.
Zanim ulegnie on rozpadowi (czas połowicznego rozpadu Bi-214 to około 20 minut) i jego stężenie wróci do normy obserwujemy jego 2-4 razy większą ilość w pobliżu czujnika, jako wzrost poziomu promieniowania. Największy wzrost poziomu promieniowania następuje zazwyczaj na początku opadów, póki powietrze nie oczyści się ze zgromadzonego w nim Bi-214.
Szczególnie silnie jest to odnotowywane przez czujniki, gdy pojawia się pierwszy deszcz po dłuższym okresie posuchy, gdy w powietrzu unosi się smog. Jednak, jeśli podczas opadów wieje silny wiatr, przynosi on wciąż nowe porcje Bi-214. Jest to zjawisko towarzyszące nam odkąd istnieją na Ziemi opady deszczu.
Niewielkie i chwilowe przekroczenie poziomu anomalnego nie stanowi zagrożenia dla zdrowia. Jeśli nie chcemy mieć kontaktu z promieniotwórczymi pierwiastkami, powinniśmy unikać przebywania w strugach deszczu podczas początkowej fazy opadów, gdy krople wody dopiero zaczynają wymywać z powietrza zanieczyszczenia.
Źródło: TwojaPogoda.pl / PAA / IRSN / MAEA.