Dotychczas naukowcy sądzili, że ziemską warstwę ozonową może poważnie nadszarpnąć jedynie planetoida, która miałaby więcej niż 1 kilometr średnicy. Wchodząc w atmosferę mogłaby powiększyć dziurę ozonową do rozmiarów z lat 90. ubiegłego wieku.
Jednak najnowsze badania przeprowadzone przez Elisabettę Pierazzo i jej zespół z Instytutu Nauk Planetarnych (PSI) w Tucson w Arizonie, wskazują na to, że nawet mniejsze planetoidy, o średnicy 500 metrów, wchodząc w atmosferę mogą zrujnować warstwę ozonową.
Naukowcy wprowadzili wszystkie kluczowe dane do komputera, który przeprowadził symulację zderzenia Ziemi z planetoidą o średnicy pół kilometra. Okazało się, że indeks promieniowania ultrafioletowego mógłby wzrosnąć nawet do 20 jednostek.
Dla porównania w Polsce pod koniec czerwca, gdy promieniowanie UV jest największe, przy bezchmurnym niebie nie przekracza ono na nizinach 6-7 jednostek, a w Tatrach 8-9 jednostek. W najbardziej wystawionych na promieniowanie UV regionach świata, na przykład w południowoamerykańskich Andach, indeks UV sięga 12-15 jednostek.
Po uderzeniu planetoidy 20 jednostek utrzymywałoby się nie przez kilka dni, lecz przez wiele miesięcy na znacznym obszarze Ziemi. Gdyby uderzyła w nas planetoida o średnicy 1 kilometra, to promieniowanie UV mogłoby dochodzić do nawet 50-55 jednostek.
Tak intensywne promieniowanie ultrafioletowe naraziłoby ludzkość na masowe choroby skóry, uszkodziłoby nasz wzrok i miało wpływ na strukturę DNA.
Ludzie mogliby funkcjonować na powierzchni ziemi tylko w nocy, gdy Słońce znajdowałoby się pod horyzontem, a indeks UV byłby niski. Trzeba byłoby też pomyśleć o zamieszkaniu pod powierzchnią ziemi, gdzie promieniowanie UV nie dociera.
Naukowcy sądzą, że do największych zmian w strukturze warstwy ozonowej doszło około 70 milionów lat temu, gdy zakończyła się era dinozaurów. W Ziemię uderzyła wówczas planetoida o średnicy 10 kilometrów. Regeneracja powłoki ozonowej trwała wiele wiele lat.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA / PSI.