Nowozelandczycy i Australijczycy zmagają się ze skutkami wyjątkowo intensywnych opadów deszczu. Dotychczas było u nich bardzo sucho, i kiedy niedostatek opadów zaczął dawać się we znaki rolnikom, nadeszły ulewy, które zamiast pomóc, jeszcze bardziej pogorszyły sytuację.
Na dystansie ponad 5 tysięcy kilometrów, w pasie od Morza Timor przez Australię po Nową Zelandię, na wysokości kilku kilometrów nad powierzchnią ziemi i wody, utworzyła się tzw. rzeka atmosferyczna, obszar bogaty w olbrzymie ilości wody, która spada w postaci ulewnego deszczu.
Zazwyczaj magazyny wilgoci zlokalizowane są w strefie międzyzwrotnikowej, jednak od czasu do czasu tworzy się niewielka struga, która za pośrednictwem układów niskiego ciśnienia, ściągana jest w kierunku strefy umiarkowanej.
To bardzo niebezpieczne zjawisko, ponieważ może ono powodować tragiczne w skutkach powodzie na obszarach, gdzie nieustanne, potężne ulewy, są zjawiskiem bardzo rzadkim. Czasem dzieje się tak również w samej strefie międzyzwrotnikowej, na obszarach o niewielkich sumach opadów.
Jak już zaczyna padać, tak nie chce przestać. Na Nową Zelandię w ten sposób runęły całe wiadra wody. Według tamtejszych meteorologów, na wysokości wodospadu Cropp nad rzeką o tej samej nazwie w ciągu zaledwie 48 godzin spadło 1086 mm deszczu.
To nie tylko absolutny rekord dla tej lokalizacji, ale też dla całej Nowej Zelandii. Nigdy wcześniej w ciągu 2 dni nie spadło tam aż tak dużo deszczu. Taka ilość deszczu notowana jest np. w Christchurch przez ponad 1,5 roku, ponieważ stanowi aż 176 procent rocznej sumy opadów. Z kolei w Auckland i Wellington to 90 procent rocznej normy.
Rozszalałe rzeki zaczęły błyskawicznie wylewać. Jedna z nich, zwana Waiho, osiągnęła poziom przeszło 7,5 metra i zerwała most. Niektóre drogi wiodące przez obszary górzyste są nieprzejezdne, ponieważ doszło do zejść lawin ziemnych i kamiennych.
Niestety, szaleństwo żywiołu przynosi ofiary. W rejonie miejscowości Hokitika na brzegu wezbranej rzeki znaleziono ciało kobiety. Służby ostrzegają, że nawet po ustaniu opadów, nadal będzie niebezpieczne, ponieważ woda z mniejszych potoków i strumyków uchodzi do większych rzek, gdzie tworzą się fale wezbraniowe.
Podobna sytuacja ma miejsce w sąsiedniej Australii, gdzie w ostatnich dniach szalały jednocześnie dwa cyklony tropikalne. Na północym wschodzie kontynentu ulewy przynosił cyklon imieniem Trevor, zaś na północnym zachodzie cyklon Veronica.
Ta druga burza tropikalna przyniosła na wyschniętych obszarach w ciągu jednej doby tyle deszczu, ile zazwyczaj spada tam przez cały rok. Przez 3 dni spadło najwięcej deszczu od 1967 roku. Aż 360 mm deszczu przez 24 godziny zdarza się tam zaledwie raz na 100 lat. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy mówią o powodzi stulecia.
Źródło: TwojaPogoda.pl / BOM / NIWA Weather.