W 1314 roku na Nowej Zelandii miała miejsce katastrofalna w skutkach erupcja wulkanu Tarawera. Wyemitowane do ziemskiej atmosfery tony popiołów, przysłoniły niebo nad częścią świata. Pojawiające się wraz z nimi anomalie pogodowe szczególnie dały się we znaki w odległej Europie.
Z powodu ograniczonego docierania do powierzchni ziemi promieni słonecznych, lato okazało się chłodne, ale również nadzwyczaj deszczowe i wietrzne. Na morzach często szalały sztormy. Niepogoda dała się we znaki najpierw na Wyspach Brytyjskich.
Od jesieni podobnie było też na kontynencie. Padało niemal bez przerwy, rzeki wzbierały i wylewały na masową skalę. Zimą nadeszły ciężkie mrozy, które przeciągły się wraz z obfitymi śniegami na okres wiosenny 1315 roku. Wegetacja rozpoczęła się bardzo późno.
Uprawy wciąż były pustoszone przez powracające przymrozki, a z powodu nadmiaru opadów zaczęły też gnić. To, co udało się latem zebrać, wystarczało tylko na bieżące potrzeby, nie było mowy o magazynowaniu zboża, warzyw i owoców, których ceny osiągnęły zaporowe wartości.
Nie sposób było wysuszyć ziarno na chleb, wilgotna aura nie sprzyjała też odparowywaniu solanek, aby uzyskać sól do marynowania mięsa. Niedostatecznie żywione bydło padało, a jego mięso nie nadawało się do spożycia. Idealnie nadające się do uprawy w trudniejszych warunkach klimatyczno-glebowych ziemniaki, nie były jeszcze wtedy znane.
Na Starym Kontynencie rozpętał się głód, który z powodu znacznego obniżenia odporności ludzkiego organizmu pociągnął za sobą najróżniejsze choroby. Ludzie zostali doprowadzeni na skraj wytrzymałości. Dochodziło do dantejskich scen. Jak opisują to kroniki, rodzice nie mogąc wyżywić swoich dzieci, sprzedawali je.
Niektórzy posunęli się jeszcze dalej, zjadali je. Przykładów kanibalizmu nie brakowało. Ciężko było o trawę, ponieważ nią żywiono się niczym sałatą, podobnie jak korą, która była masowo obłupywana z drzew. Ludzie kradli, mordowali aż w końcu umierali w męczarniach.
Niewykluczone, że słynna baśń „Jaś i Małgosia” opublikowana przez braci Grimm, pochodzi właśnie z tego okresu. Opowiada ona o dwójce rodzeństwa, która została porzucona w lesie przez ojca, po namowie macochy, w okresie ciężkiego głodu, gdy nie było szans na wyżywienie całej rodziny. Dzieci trafiły do chatki wiedźmy, która uwięziła je, próbowała podtuczyć, a następnie upiec.
Skrajne zjawiska atmosferyczne swoje apogeum osiągnęły wiosną 1317 roku. Później sytuacja bardzo powoli zaczęła wracać do normy aż w 1322 roku plony znów były udane. Jednak do tego czasu Europa była już zdziesiątkowana. Z powodu głodu i chorób zmarły miliony ludzi.
Choć za główny czynnik klęski głodu wskazuje się ulewne deszcze, duże śniegi, nietypowe chłody i powodzie, to jednak ich źródłem mogła być nie tylko erupcja wulkaniczna w Nowej Zelandii, ale również złożenie się w jednym czasie kilku czynników, w tym spadku aktywności słonecznej.
Właśnie wtedy bowiem następowało przejście ze Średniowiecznego Optimum Klimatycznego, charakteryzującego się wyjątkowo ciepłą pogodą, w Małą Epokę Lodową, która potrwała kolejne kilkaset lat i objawiała się ochłodzeniem klimatu, zimnymi latami i mroźnymi zimami, do tego stopnia, że wielokrotnie zamarzła Tamiza w Londynie czy Sekwana w Paryżu.
W obliczu tragedii sprzed 700 lat rodzi się pytanie, czy w przyszłości, gdy Europę, w dużo bardziej zglobalizowanym świecie, nawiedzi podobny kataklizm, zachowamy się równie bezwzględnie, jak ówcześni ludzie?
Źródło: TwojaPogoda.pl / Uniwersytet Columbia.