Przez całe wieki Plymouth pełniło rolę ważnego portu morskiego na Karaibach. Przewijały się przez niego statki płynące z Wielkiej Brytanii, a mieszkańcy, dzięki wymianie handlowej, żyli spokojnie i dostatnio. Jednak, jak wieszczy przysłowie, co dobre, nie trwa wiecznie. W 1989 roku w wyspę uderzył huragan Hugo, który zmiótł z powierzchni ziemi blisko 90 procent zabudowań.
Kilka lat zajęła mieszkańcom odbudowa i powrót do normalności. Nie przewidywali jednak, że był to dopiero początek końca miasta, które wkrótce czekać miała ostateczna zagłada. Nad wyspą górował bowiem wulkan, którego sen był bardzo płytki.
Pierwsze pomruki wulkanu Soufriere Hills usłyszano w lipcu 1995 roku. Później góra zaczęła wyrzucać z siebie popioły, które opadały na miasto. Powietrze, gleba i ujęcia wody pitnej, zaczynały ulegać zanieczyszczeniu. Władze podjęły decyzję o ewakuacji mieszkańców, która zakończyła się do grudniu 1995 roku.
W następnych miesiącach, gdy wulkan zaczynał się uspokajać, część ludności zdecydowała się wrócić do Plymouth, ale to była opłakana w skutkach decyzja. W sierpniu 1997 roku wulkan wybuchł z jeszcze większą mocą, tym razem całkowicie rujnując około 80 procent zabudowań.
Wszystko pokryła warstwa rozżarzonych do czerwoności popiołów, o grubości nawet kilku metrów, które powodowały zawalanie się budynków i wywoływały liczne pożary. Zginęło 19 osób, a wielu innych zostało poparzonych. Miasto w oka mgnieniu wyludniło się, a władze ustanowiły strefę zamkniętą dla kogokolwiek.
10 tysięcy tamtejszych mieszkańców znalazło schronienie w innych miejscowościach na wyspie. Jeśli pobudziliśmy Waszą wyobraźnię i choćby niektórzy z Was zapragnęli odwiedzić opuszczone miasto, to od razu uprzedzamy, że jest to niebezpieczny pomysł.
Aby wszyscy mogli zobaczyć, jak wygląda dzisiaj Plymouth, bez narażania swojego życia, przeleciał nad nim helikopter wyposażony w aparat, za pomocą którego nagrano zapierające dech w piersi widoki, rodem z powierzchni Księżyca. Filmik możecie zobaczyć poniżej.
Mimo, że Plymouth jest opuszczone od niemal 20 lat, to jednak oficjalnie nadal pozostaje stolicą Montserrat. Ma się to niebawem zmienić, ponieważ nad brzegami zatoki Little Bay, powstaje właśnie nowa stolica wyspy, bezpieczna na wypadek kolejnych erupcji.
Ma być ona ekologicznym wzorem dla innych wysp Karaibów i nie tylko. To, co do tej pory było przekleństwem miejscowej ludności, a więc wulkan, teraz ma być podstawą tamtejszej energetyki. Nowoczesne budynki mają być ogrzewane ze źródeł geotermalnych.
Montserrat ma pod tym względem wyjątkowo sprzyjające położenie, ponieważ magma z wnętrza wulkanu, przesuwana wraz z ruchami płyt tektonicznych, dociera tuż pod powierzchnię ziemi, jednocześnie ogrzewając skały, które stanowią źródło ciepła geotermalnego.
Ciepło to można wydobyć na powierzchnię za pomocą specjalnych studni, wytwarzać z niego prąd, ogrzewać zabudowania, a także wykorzystywać do celów rekreacyjnych, np. w SPA. Władze nie mają wątpliwości, że uda się w ten sposób zaspokoić zapotrzebowanie 5 tysięcy mieszkańców przyszłego miasta na długie lata.
Wkrótce niezwykle kosztowne i zanieczyszczające środowisko silniki diesla, które od dawien dawna są głównym źródłem energii na wyspie, przejdą do lamusa. Plymouth to przykład, jak siła natury może zmienić podejście człowieka do otaczającej go rzeczywistości. Szkoda tylko, że mieszkańcy tak późno zrozumieli, że to co niszczy, może też pomagać. Lepiej późno, niż wcale.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Montserrat Reporter.