Skrajności pogody nie są niczym nowym, jednak od czasu do czasu zdarza się, że osiągają one zatrważającą skalę. Tak jest właśnie teraz, gdy między najzimniejszym a najcieplejszym miejscem na naszej planecie różnica w temperaturze sięga aż 110 stopni.
Takie właśnie kolosalne kontrasty termiczne muszą znosić miliony mieszkańców Rosji i Australii. To obecnie dwa skraje bieguny temperaturowe. W najzimniejszych zakątkach wschodniej Rosji, zwanej Jakucją, termometry pokazują nawet minus 60 stopni.
Dla porównania środkową i południową Australię nawiedza fala piekielnego żaru. Temperatura popołudniami osiąga tam w cieniu niemal 50 stopni. Choć zdarzają się tam w szczycie lata wartości przekraczające 40 stopni, to jednak obecna fala upałów jest ekstremalna, największa taka od 80 lat.
Stwarza bardzo poważne zagrożenie dla mieszkańców, ponieważ przebywanie w pełnym Słońcu oznacza przegrzanie i odwodnienie organizmu, które może się źle skończyć, zwłaszcza dla osób najmłodszych i najstarszych.
Rozgrywany obecnie turniej Australian Open zbiega się w czasie z porą największych upałów w krainie kangurów. Zdarzało się, że gwiazdy światowego tenisa musiały zamiast z przeciwnikiem, walczyć ze swoim organizmem, który odmawiał posłuszeństwa w pełnym Słońcu przy 40 stopniach w cieniu.
Tak jest także teraz. Jest zdecydowanie za gorąco na tenisa, dla wszystkich. Zarówno dla zawodników i zawodniczek, jak i dzieci podających piłki oraz dla kibiców na trybunach. Nawet parasole chroniące przed Słońcem na niewiele się już zdają.
Wyjątkowo gorącej aurze towarzyszy nasilająca się susza, która niebawem zacznie stwarzać zagrożenie pożarami buszu. Z kolei w przerwach między kolejnymi falami żaru możliwe są miejscowe burze o gwałtownym przebiegu.
Trudno nam sobie wyobrazić 50-stopniowy żar, zwłaszcza, że u nas temperatura rzadko kiedy przekracza 35 stopni, a 40 stopni zdarzyło się tylko raz w historii, choć i to wciąż znajduje się pod znakiem zapytania.
Nam bliżej do tęgich mrozów, ale nie tych syberyjskich. Na Suwalszczyźnie temperatura spadła do minus 17 stopni, a wcześniej w Czarnym Dunajcu na Podhalu do minus 27 stopni. O wiele zimniej jest w Skandynawii, gdzie znajduje się jądro arktycznego chłodu. W Szwecji rano były 34 stopnie poniżej zera.
Mróz jeszcze bardziej daje w kość Kanadyjczykom. Nie dość, że temperatura spada poniżej minus 40 stopni, to jeszcze wieje porywisty wiatr i sypie śnieg, przez co odczuwalnie jest nawet 50 stopni na minusie.
Mieszkańcy Ottawy, stolicy Kanady, przeżyli najbardziej lodowatą śnieżycę w swoim życiu. Śnieg sypał przy temperaturze maksymalnej minus 17,4 stopnia. Spadło w sumie 20 cm białego puchu. Rekordowa pozostaje śnieżyca z 8 lutego 1895 roku, gdy przy minus 17,8 stopnia spadło 46 cm śniegu.
Jest tak zimno, że ponownie zamarzł słynny wodospad Niagara. Niektóre kaskady zmieniły się w gigantyczne lodowe sople o długości kilkudziesięciu metrów, które tworzą niezapomnianą, bajkową atmosferę. Turyści są wprost zachwyceni tymi fantastycznymi krajobrazami.
Z kolei w Alpach po kilkukrotnych śnieżycach spadło kilka metrów śniegu. Jakby tego było mało, to jeszcze huraganowy wiatr usypał ponad 5-metrowe zaspy, w których utknęło tysiące mieszkańców i turystów w wielu miejscowościach.
Nie byli oni w stanie wydostać się ani pieszo, ani samochodami, ponieważ drogi przez wiele dni pozostawały nieodśnieżone. Najtrudniejsza sytuacja panowała, i nadal panuje, m.in. na zachodnich krańcach Austrii. W miejscowości Lech mieszkańcy wciąż nie mogą wydostać swoich aut spod zwałów śniegu.
Wszyscy obawiają się nie tylko lawin, które mogą docierać aż do zabudowań, ale też wiosennych roztopów, które, jeśli będą przebiegać gwałtownie, mogą się skończyć powodziami na masową skalę, które dotkną miejscowości położone nad największymi europejskimi rzekami.
Źródło: TwojaPogoda.pl / WMO / NOAA.