Geolodzy, którzy 12 miesięcy temu ostrzegali, że 2018 rok minie pod znakiem wzmożonej aktywności wulkanicznej, nie mylili się. W krótkim czasie w różnych regionach świata w wyniku potężnych erupcji wulkanicznych zginęło około 700 osób.
Dzień gniewu Wulkanu Ognia
3 czerwca był sądnym dniem dla milionów mieszkańców południowej Gwatemali w Ameryce Środkowej. Nastąpiła wówczas największa od ponad 40 lat erupcja wulkanu Fuego, nazywanego w lokalnym języki Wulkanem Ognia.
W promieniu kilkudziesięciu kilometrów od wulkanu opadły gęste, gorące popioły, które spowodowały zawalenie się budynków oraz skażenie gleby i ujęć wody pitnej. Dzieła zniszczenia dopełniły lawiny błota, kamieni i fragmentów lawy.
Stoczyły się one na wioski El Rodeo, Las Lajas i San Miguel Los Lotes z zawrotną prędkością ponad 150 kilometrów na godzinę, zaskakując mieszkańców podczas prac domowych i na polach uprawnych. Zginęło co najmniej 300 osób, ponad pół tysiąca zostało rannych, a w pośredni lub bezpośredni sposób ucierpiały 2 miliony mieszkańców.
Ci, którzy przeżyli, rzucili się do ucieczki. W jednej chwili stracili bliskich i dorobek całego życia. Z zagrożonych obszarów ewakuowano tysiące ludzi. Zniknęły całe miejscowości, ze wszystkimi domami i mieszkańcami.
O przeżyciu decydowały czasem zaledwie metry. Lawiny jedne domy równały z ziemią, a inne cudem omijały. Gwatemala tak śmiercionośnej erupcji nie widziała od 116 lat, a więc od czasu wybuchu wulkanu Santamaría.
Hawaje skąpane w potokach lawy
Przez wiele miesięcy dawał o sobie znać także wulkan Kilauea na rajskich Hawajach. Lawa rozgrzana do temperatury przeszło tysiąca stopni tryskała z jednego z kraterów na wysokość setek metrów, a następnie opadała i spływała po stokach wulkanicznych w kierunku zabudowań.
Po drodze spalała wszystko to, co stanęło jej na drodze. Doszczętnie zniszczyła setki budynków, główne drogi i hektary lasów na Hawaii, największej wyspie archipelagu. Władze nakazały natychmiastową ewakuację ponad 1700 mieszkańców południowo-wschodniego wybrzeża wyspy.
Ucieczka z turystycznego raju
Na Indonezji wybuchł wulkan Agung. Popularną wśród turystów wyspę Bali, nad którą ten wulkan góruje, opuściło kilkaset tysięcy mieszkańców, w tym wielu turystów. Z biegiem miesięcy część z nich wróciła do swych domów, ale wielu też pozostało na stałe u bliskich.
Agung nie jest zwyczajnym wulkanem, ponieważ odpowiada on za jedną z największych erupcji wulkanicznych w dwudziestym wieku. Doszło do niej w latach 1963-64 i była ona równie silna, co wybuch wulkanu St. Helens (1980 rok) czy Wezuwiusza (79 rok). Indeks Eksplozywności Wulkanicznej osiągnął wówczas poziom 5. To był największy kataklizm naturalny w historii Indonezji. Potoki lawy i opadające gorące popioły zabiły przeszło 1,5 tysiąca osób.
Islandzka beczka prochu
Na Islandii erupcją grozi obecnie kilka wulkanów, jednak tym zdecydowanie najgroźniejszym jest Katla. W ostatnim miesiącach naukowcy dokonali zaskakującego odkrycia. Okazało się, że każdej doby wulkan produkuje aż 20 kiloton dwutlenku węgla.
Naukowcy są zdania, że nieprawdopodobne jest iż to skutek aktywności geotermalnej. Uwalnianie aż tak dużych ilości CO2 musi mieć swoje źródło w komorze magmowej. Erupcja Katli spóźnia się, ponieważ następuje ona średnio raz na 40-80 lat. Ostatnio wulkan wybuchał w 1918 roku, a więc równo 100 lat temu. Erupcja osiągnęła wówczas czwarty stopień w skali eksplozywności wulkanicznej (VEI).
Katla to jeden z najgroźniejszych wulkanów na świecie. Wybucha średnio 2 razy w ciągu wieku, zwykle nie później niż w kilka lat po wulkanie Eyjafjallajökull, i zawsze są to erupcje bardzo silne. Popioły rozprzestrzeniają się po całej Europie i zmieniają dzień w noc.
Zabójcze dziecko straszliwego wulkanu
Ostatnie dni przyniosły nam kolejny kataklizm. W wyniku gwałtownej erupcji wulkanu Krakatau na Indonezji, doszło do osunięcia się jednej ze ścian góry do morza i wyzwolenia kilkumetrowego tsunami. Zmiotło ono zabudowania do kilometra w głąb wybrzeża Cieśniny Sundajskiej.
Według ostatnich bilansów zginęło około pół tysiąca osób, a ponad 1,5 tysiąca zostało rannych. Zniszczonych jest przeszło tysiąc budynków, w tym hotele, a także sieć energetyczna, mosty i drogi. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi straciło dach nad głową.
Jakby tego było mało, to wulkanolodzy podnieśli zagrożenie kolejną erupcją z trzeciego do czwartego stopnia w 5-stopniowej skali. Oznacza to, że do wybuchu może dojść niemal w każdej chwili, możliwe jest też następne osunięcie ziemi i wyzwolenie nowego tsunami.
Dlatego ludności zakazano zbliżania się do linii wybrzeża na mniejszą odległość niż 1 kilometr. Nie wiadomo, jak długo utrzyma się zagrożenie. Według niektórych naukowców może to potrwać całymi tygodniami, a nawet miesiącami, póki wulkan się nie uspokoi.
Zbudził się największy wulkan Europy
Jednak także my na kontynencie europejskim nie możemy czuć się bezpieczni, i to nie tylko z powodu możliwości opadania popiołów z potencjalnej erupcji któregoś z islandzkich wulkanów, lecz także Etny, największego wulkanu w Europie, który znajduje się na włoskiej Sycylii.
Od Wigilii (24.12) wulkan wyrzuca popioły i gazy, które rozprzestrzeniają się na odległość setek kilometrów. Lawa spływa po stokach wulkanu i jest z niepokojem obserwowana przez mieszkańców miejscowości położonych u stóp Etny.
Erupcjom towarzyszą coraz silniejsze wstrząsy ziemi. Jeden z nich spowodował zniszczenie kilkudziesięciu budynków w Katanii, największym mieście w regionie. Na szczęście nikt nie zginął w gruzach, ale ponad 30 osób zostało rannych, gdy uciekali w panice zbudzeni w nocy przez walące się ściany i zapadające sufity.
Naukowcy ostrzegają, że Etna wkroczyła w nową fazę aktywności, jakiej nie obserwowano od co najmniej 11 lat. Uaktywniać się mogą kratery położone na coraz to niższych wysokościach, coraz bardziej zagrażając okolicznym mieszkańcom.
2019 rok wcale nie będzie spokojniejszy
Nie od dziś wiadomo, że trzęsienia ziemi i erupcje wulkaniczne często następują całymi seriami. Naukowcom wciąż nie udało się wyjaśnić, jakie procesy za tym stoją, jednak dysponując ponad stuletnim zbiorem obserwacji tych zjawisk, potrafimy przewidzieć, kiedy wystąpią okresy ich wzmożonej aktywności.
Niestety, badacze są zdania, że jeden z takich okresów właśnie się rozpoczął. Świadczą o tym chociażby ostatnie lata, bardzo spokojne pod względem liczby ofiar trzęsień ziemi i erupcji wulkanicznych. Okres uspokojenia trwał od 2012 roku i dobiegł właśnie końca.
W nowy rok wkroczymy nie tylko z zagrożeniem ze strony Krakatau i Etny, ale także erupcjami wulkanu Mayon na Filipinach oraz Szywiełucz w Rosji. Te dwie ostatnie góry dały o sobie znać zaledwie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin.
Źródło: TwojaPogoda.pl / USGS / Smithsonian.