Losy Arktyki zaczynają się ważyć na naszych oczach. Jest to obecnie najszybciej ocieplający się region na świecie, a to oznacza, że na spoczywające w tamtejszych lodach i śniegach bogactwa naturalne światowe mocarstwa ostrzą sobie pazurki.
W listopadzie 2014 roku rosyjski prezydent Władimir Putin, w rezydencji pod Moskwą, gościł przedstawicieli rządu. Celem spotkania była narada w sprawie wciąż spoczywających pod lodem Arktyki złóż ropy naftowej i gazu ziemnego. Omówiono wyniki badań poczynionych przez rosyjską ekspedycję, które rzuciły nowe światło na to, do kogo należą nieodkryte dotąd skarby dalekiej północy.
Rok później Dmitrij Rogozin, wicepremier Rosji, przyleciał śmigłowcem do rosyjskiej osady górniczej Barentsburg na Spitsbergenie. On i jego świta są objęci sankcjami Unii Europejskiej, ale wyraźnie nic sobie z tego nie robili, bez zapowiedzi wkraczając na terytorium Norwegii, co wywołało oburzenie tamtejszego rządu.
Następnie rosyjscy oficjele udali się na biegun północny. Rosjanie wbili tam flagę państwową i wojskową. Nigdy wcześniej ten zakątek nie odwiedziła tak liczna grupa polityków. Rosjanie chcieli tym samym dać do zrozumienia, że Rosja poważnie myśli o Arktyce i rości sobie do niej prawa.
Okazuje się, że Rosja ma prawo do 1,2 miliona kilometrów kwadratowych obszaru Arktyki, w którym, jak się szacuje, spoczywa 106 miliardów ton ropy naftowej i 69,5 biliona metrów sześciennych gazu ziemnego. Rosjanie nie mogą przejść obok tego obojętnie, stąd też podjęto decyzję o złożeniu wniosku do Komisji ONZ ds. Granic Szelfu Kontynentalnego, o rozszerzenie granic Rosji w Arktyce.
Tymczasem zgodnie z paktem z 1982 roku, obszar bieguna północnego i wody Oceanu Arktycznego nie należą do nikogo. Istnieje jednak możliwość zwiększenia swojej strefy ekonomicznej, jeśli udowodnione zostanie, że dany obszar jest przedłużeniem szelfu kontynentalnego wnioskującego kraju.
Poprzednio Rosja złożyła taki wniosek w 2001 roku, jednak został on przez ONZ odrzucony, ponieważ wyniki badań w Arktyce nie były jednoznaczne. Teraz rosyjscy naukowcy zarzekają się, że mają wystarczające dowody na to, by wniosek został przyjęty. Mowa o pomiarach przeprowadzonych przez ekspedycję na pokładzie statku Akademik Fiodorow, które wykazały, że Grzbiet Łomonosowa, pasmo górskie przebiegające pod biegunem północnym, stanowi kontynuację szelfu kontynentalnego Rosji.
W ten sposób biegun północny miałby stać się własnością Rosji. Arktyczne złoża mają być według Putina strategicznym terenem eksploracji złóż bogactw naturalnych. Prezydent podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, ogłosił, że trzeba zrobić wszystko, aby zwiększyć ilość ładunków przewożonych wzdłuż północnych wybrzeży Rosji do poziomu 4 milionów ton.
Następnym krokiem ma być zwiększenie aż siedmiokrotnie tej liczby do 2020 roku. Mają to umożliwić gigantyczne inwestycje zaplanowane przez Rosjan na najbliższe lata. W tym samym czasie w Arktyce mają powstać także nowe stacje polarne, wyposażone w najnowocześniejszą infrastrukturę meteorologiczną.
Decyzja Organizacji Narodów Zjednoczonych stoi pod wielkim znakiem zapytania, zwłaszcza, że Rosja naraża się czterem innych krajom, których terytoria również mogą sięgać Arktyki, a więc Stanom Zjednoczonym, Kanadzie, Danii (Grenlandii) i Norwegii. Postępowanie przed ONZ trwa od kilku lat i jego końca nie widać.
Każdy z tych krajów rościłby sobie podobne co Rosja prawa do operowania bogatymi zasobami naturalnymi, które, według szacunków amerykańskich badaczy, obfitują w 13 procent wciąż nieodkrytych złóż ropy naftowej i 30 procent złóż gazu ziemnego. Tymczasem klimat Arktyki ociepla się szybciej niż jakiegokolwiek innego miejsca na świecie, przez co kraina ta stoi coraz to większym otworem do jej eksploracji i zarazem eksploatacji.
O tym, jak bardzo Rosjanom zależy na skarbach dalekiej północy, mogliśmy się przekonać latem 2012 roku, gdy ekolodzy z organizacji Greenpeace próbowali powstrzymać wydobycie ropy naftowej na platformie Prirazłomnaja. Rosyjscy żołnierze aresztowali wówczas kilku członków załogi statku Arctic Sunrise.
Sąd w błyskawicznym tempie osądził ich i skazał na pobyt w łagrze. Ekolodzy zostali wypuszczeni na wolność dopiero po amnestii ogłoszonej przez Putina. To właśnie dlatego działacze na rzecz ochrony środowiska arktycznego obawiają się, że jeśli wniosek Rosji nie przejdzie pomyślnie przez ONZ, to kraj ten siłą zagarnie sobie rejon bieguna północnego, podobnymi metodami, jak w przypadku Krymu. Tym razem jednak do akcji wkroczą nie zielone, lecz białe ludziki.
Putin nie raz podkreślał, że w Arktyce coraz częściej krzyżują się interesy różnych krajów. Należy w związku z tym uwzględniać dynamicznie zmieniającą się sytuację zewnątrzpolityczną i społeczno-gospodarczą na świecie, która jest pełna nowych zagrożeń dla Rosji. Należy więc wzmacniać infrastrukturę wojskową.
Chodzi tu między innymi o utworzenie w rosyjskiej części Arktyki jednolitego systemu bazowania okrętów nawodnych i łodzi podwodnych nowej generacji. Putin podkreślił, że terminale przeładunkowe, rurociągi i obiekty związane z wydobyciem ropy i gazu powinny być dobrze chronione przed terrorystami.
Dlatego też powstała "biała armia". Żołnierze w charakterystycznych białych mundurach ćwiczą w skrajnych warunkach pogodowych, aby być przygotowanym na kaprysy Arktyki. Prezydent Rosji zapewnił jednocześnie, że wydobycie odbywać się będzie w zgodzie z przyrodą, ponieważ ekosystem arktyczny jest delikatny i należy minimalizować ryzyko ekologiczne przy budowie infrastruktury przemysłowej i wspierającej.
Biorąc pod uwagę ostatnie działania Rosji wobec Ukrainy, politycy widzą w arktycznych zapędach tego kraju wiele niebezpieczeństw dla międzynarodowej społeczności. Dlatego nie przebierają w słowach i wprost ostrzegają, że ujawnienie się nowych złóż ropy naftowej, gazu ziemnego i innych minerałów, mogą pchnąć Rosję do szeroko zakrojonego konfliktu z krajami sąsiadującymi w Arktyce.
Tymczasem zmiany klimatyczne postępują, o czym świadczy systematyczne zanikanie pokrywy lodowej na Oceanie Arktycznym. Tylko 3,41 miliona kilometrów kwadratowych miała pokrywa lodowa w Arktyce we wrześniu 2012 roku. Tak małych ilości lodu jeszcze nie było w czasach nowożytnych, a być może nawet od kilku milionów lat.
W ciągu zaledwie 40 lat zasięg lodu morskiego w Arktyce zmniejszył się aż o połowę. Naukowcy nie mają żadnych wątpliwości, że całkowity zanik pokrywy lodowej na Oceanie Arktycznym w okresach letnich to już tylko kwestia lat.
W raporcie opublikowanym przez rosyjski Narodowy Urząd ds. Hydrometeorologii i Monitoringu Środowiska, największy i jeden z najzimniejszym krajów na świecie będzie się ocieplać w szybszym tempie niż inne regiony naszej planety.
Na przestrzeni 100 lat średnia temperatura w Rosji wzrosła o 1,29 stopnia, natomiast w skali całego świata o 0,74 stopnia. Różnica jest więc znaczna. Obserwuje się od połowy dwudziestego wieku stałe zmniejszanie się ilości zimowej pokrywy śnieżnej na Syberii oraz na Dalekim Wschodzie, w tym na Czukotce.
Najbardziej korzystną zmianą jest podniesienie się temperatury gleby średnio o 1 stopień. To oznacza, że linia wiecznej zmarzliny przesuwa się stopniowo na północ i tym samym kurczy. Są też niekorzystne oblicza tego procesu, jak np. uwalniające się podziemne pokłady metanu, które mogą przyspieszyć ocieplanie się klimatu.
Zasięg pokrywy lodowej na Oceanie Arktycznym jest coraz mniejszy przez co coraz łatwiej jest utrzymać drożność kluczowego dla Rosjan szlaku morskiego, zwanego Przejściem Północno-Wschodnim. To właśnie dzięki niemu transport towarów między północną Europą a krajami Azji i Pacyfiku trwa o jedną trzecią krócej niż przez Ocean Indyjski i Kanał Sueski.
Nie powinny nas więc dziwić działania światowych mocarstw, które coraz śmielej przywłaszczają sobie arktyczne bogactwa naturalne, dotąd ukryte pod wydawałoby się wiecznym lodem, który z biegiem lat staje się coraz cieńszy.
Źródło: TwojaPogoda.pl / ONZ.