Kilka lat temu władze Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN zdecydowały, że na Wyspie Króla Jerzego powstanie nowy budynek Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego. Obecny główny budynek, wzniesiony w oparciu o zmodyfikowane kontenery budowlane, ma już 40 lat i z powodu skrajnych warunków atmosferycznych jest już mocno wysłużony.
Jakby tego było mało, to jeszcze na skutek ocieplania się klimatu, roztapiania się lodowców i podnoszenia się poziomu oceanów, obszar między wzgórzami a brzegiem morza, gdzie znajduje się budynek stacji, zwany potocznie "Samolotem", stale się zmniejsza. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu był oddalony od morza o kilkanaście metrów, a obecnie zaledwie metr. Zdarza się, że przy wysokim stanie wód jest podtapiany, co utrudnia pracę i zagraża życiu polarników.
Mimo, że władze instytutu przez kilka lat starały się o sfinansowanie projektu, pieniędzy na ten cel darmo było szukać. Jednak warto było czekać, bo właśnie nastąpił przełom. Wczoraj (21.11) podczas konferencji prasowej ogłoszono to, na co czekali polarnicy i co bardzo ich ucieszyło.
Jak powiedział Jarosław Gowin, minister nauki i szkolnictwa wyższego, Polska jest jednym z pionierów badań polarnych, zaś osiągnięcia naszych naukowców od lat sytuują Polskę w ścisłej światowej czołówce pod tym względem.
Można śmiało powiedzieć, że Polska Stacja Antarktyczna im. H. Arctowskiego jest naszą wizytówką w tym rejonie świata, nieoficjalną ambasadą RP w Antarktyce. Co roku odwiedzają ją oficjalne delegacje międzynarodowe, przedstawiciele programów antarktycznych innych państw i turyści z całego świata. Jednak nie to jest dla nas najważniejsze. Najważniejsze są dla nas szerokie możliwości badawcze, jakie istnienie stacji zapewnia polskim naukowcom - powiedział wicepremier Jarosław Gowin, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Nasze miejsce tam jest bardzo ważne, ponieważ w przyszłości stacja może mieć znaczenie nie tylko naukowe, ale także geopolityczne, ponieważ status Antarktyki nie jest ustalony co najmniej do 2047 roku. W przyszłości, gdy lodowy kontynent zostanie podzielony między sobą przez poszczególne państwa posiadający tam swoje stacje polarne, nam też należeć się będzie kawałek tortu.
Między innymi z tego względu ministerstwo zdecydowało się na przeznaczenie rekordowej sumy 88 milionów złotych na przebudowę Polskiej Stacji Antarktycznej, a zwłaszcza budowę nowego głównego budynku. Część z tej kwoty pochłonie też logistyka.
Po pierwsze to miejsce oddalone jest od Polski, w linii prostej, aż o 14 tysięcy kilometrów. Po drugie warunki pogodowe pozwalają na budowę jedynie przez 3 miesiące w roku, między listopadem a marcem, z czego optymalna aura panuje tam tylko przez kilka tygodni.
Największe problemy będą z transportem, ponieważ szybko przenieść do Antarktyki będzie można jedynie nieduże materiały budowlane, które uda się umieścić w samolotach. Transport morski, na większą skalę, będzie bardzo czasochłonny. Powstała zatem koncepcja by nowy budynek został wybudowany na stałym lądzie, a potem rozłożony i przetransportowany w kontenerach morskich na wyspę, tak aby możliwe było jej złożenie już na miejscu. Dla umożliwienia transportu budynek został podzielony na moduły nie przekraczające wymiarów 233x586x219 cm. Podobnie zaprojektowano fundamenty.
Zaprojektowania budowli, która musi się ostać sile huraganowych wiatrów i bardzo niskich temperatur, podjęli się znani architekci z pracowni Kuryłowicz & Associates. Budowla będzie miała charakterystyczny dla obecnej stacji kolor złoto-żółty, kształt trójramiennej gwiazdy o powierzchni 1500 metrów kwadratowych, 3 piętra, będzie mogła ugościć nawet 35 osób i będzie kosztować ponad 80 milionów złotych.
Znajdą się tam pokoje dla polarników, pokój dzienny (mesa) z widokiem na malowniczą zatokę, kuchnia i jadalnia, laboratoria, biblioteka, a nawet szklarnia, w której będzie można hodować rośliny. Wielkie okna zapewnią maksymalne wykorzystanie światła dziennego. Budynek będzie ekologiczny, ponieważ przynajmniej połowa energii będzie produkowana przez farmę wiatrową. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to budowa rozpocznie się w 2020 roku, a w przyszłości będzie można stację rozbudowywać.
Wyspa Króla Jerzego, położona u wybrzeży Półwyspu Antarktycznego, najbardziej wysuniętej ku Ameryce Południowej części Antarktydy, to bardzo niegościnne miejsce. Średnia roczna temperatura wynosi tam minus 2 stopnie, a więc jest o 10 stopni niższa aniżeli w Polsce. Na tle 40-lecia, a więc od czasu funkcjonowania obecnej stacji, temperatura potrafiła tam spadać do minus 32 stopni, a także wzrosnąć nawet do plus 17 stopni. We wrześniu 2008 roku porywy wiatru osiągały prawie 290 kilometrów na godzinę.
Po potężnych zawiejach i zamieciach zaspy śnieżne potrafią osiągać nawet kilka metrów wysokości. Uniemożliwiają one wychodzenie i wchodzenie do starego budynku stacji. W przypadku nowej konstrukcji, nie będzie już z tym większych problemów. Polska stacja stanie się jedną z najnowocześniejszych w Antarktyce.
Zbliżone warunki atmosferyczne panują w naszym kraju tylko na górskich szczytach, a ostają się nim od wielu lat zwłaszcza dwie budowle, obserwatoria IMGW na Kasprowym Wierchu w Tatrach i Śnieżce w Karkonoszach.
Najbliższe skupiska ludzkie, to położona po drugiej stronie Zatoki Admiralicji, oddalona o 10 kilometrów brazylijska wojskowa stacja Ferraz oraz leżąca nieopodal niej peruwiańska stacja Machu Picchu. Po drugiej stronie lodowca, w odległości około 20-30 kilometrów, położone są stacje argentyńska, chilijska, rosyjska i chińska.
Na stację przede wszystkim dostać się można drogą morską. Załoga, sprzęt i zaopatrzenie docierają w rejon Zatoki Admiralicji statkiem, a z niego łodziami motorowymi i amfibią PTS na ląd. W czasie gorszej pogody, w trakcie zimy, stacja jest zupełnie odcięta od świata nawet przez kilka miesięcy.
Ty też możesz zostać polarnikiem
Każdy z nas (no prawie) będzie mógł zamieszkać w nowym budynku Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego. Corocznie w styczniu przez Instytut Biochemii i Biofizyki PAN ogłaszana jest rekrutacja na członków załogi zimowej (całorocznej) i letniej (półrocznej).
Zgłosić może się każdy, ale trzeba pamiętać, że trzeba mieć hart ducha, umieć pracować i żyć w grupie, w dodatku z dala od domu i bez możliwości powrotu na każde widzimisię. Gdy się wreszcie zdecydujecie, to antarktyczne środowisko zmieni Was na zawsze.
W skład grupy zimowej wchodzą: kierownik wyprawy, energetyk, elektryk, mechanik samochodowy, operator PTS, informatyk, elektronik, ratownik medyczny, łącznościowiec, laborant, obserwator ekologiczny, obserwator morski, obserwator hydrochemiczny i glacjologiczny.
Członkowie grupy letniej to z kolei: bosman (zajmujący się obsługą i naprawą sprzętu pływającego), asystent terenowy (wspierający naukowców w terenie), kucharz, administrator części hotelowej, pracownicy zajmujący się konserwacją i remontem zabudowań oraz sprzętu stacyjnego i obserwatorzy na Lions Rump (prowadzący monitoring ekologiczny ptaków i ssaków płetwonogich). Jednak trzeba się liczyć z tym, że zdania mogą się zmieniać, w zależności od trzeb.
To trochę taki Big Brother w Antarktyce, ponieważ polarnicy są dobierani także pod względem swojej pasji i zdolności, a te wcale nie muszą iść w parze z wykonywanym zawodem. Dlatego też informatyk może też od czasu do czasu umieć przykręcić śrubkę lub coś smacznego ugotować dla 8-10 osób.
Na stacji wykonuje się badania kriosfery (lodowce, wieloletnia zmarzlina, lód morski i pokrywa śnieżna) oraz wód lądowych; oceanów (zjawiska i procesy fizyczne oraz chemiczne w oceanach polarnych, akwenach szelfowych i fiordach); atmosfery (przebieg warunków pogodowych na tle cyrkulacji atmosferycznej, poznanie tendencji zmian w czasie, występowanie zjawisk ekstremalnych, stan i skład chemiczny atmosfery, w tym aerozoli i zanieczyszczeń antropogenicznych).
Litosfery (struktury skorupy ziemskiej oraz odtworzenie rozwoju budowy geologicznej w różnych skalach czasowych, przebiegu procesów geomorfologicznych oraz ich skutków); krajobrazów (jako wyrazu interakcji czynników abiotycznych i biotycznych).
Kim był Henryk Arctowski?
Stacja polarna nosi imię Henryka Arctowskiego, który urodził się w 1871 roku w Warszawie jako Henryk Artzt. Był geografem, meteorologiem, podróżnikiem, a przede wszystkich jednym z pierwszych polskich polarników, badaczem lodowców.
Dotarł do Antarktyki pod koniec dziewiętnastego wieku, jako jeden z pierwszych polarników na świecie. Po powrocie zredagował "Projekt międzynarodowych badań Antarktydy", który kilka lat później przedstawił na Kongresie Asocjacji Brytyjskiej do Popierania Nauk, odbywającym się w 1899 roku w angielskim Dover.
Zajął się też przygotowywaniem swojej drugiej wyprawy do Antarktyki, którą chciał zrealizować około 1907 roku. Niestety, nie doszła ona do skutku. Być może gdyby się powiodła, Arctowski byłby pierwszym lub jednym z pierwszych ludzi, którzy postawili swą nogę na biegunie południowym. 3 lata później ubiegli go Roald Amundsen i Robert Scott.
Mało kto wie, że Arctowski był jednym z pierwszych badaczy zmian klimatycznych w środowisku polarnym. Powstało na ten temat wiele prac, z których do dziś możemy czerpać pełnymi garściami. W sumie naukowiec opublikował około 400 prac z zakresu wypraw polarnych i badań naukowych.
Jego nazwisko upamiętniono w wielu nazwach geograficznych. Jest Góra Arctowskiego, Lodowiec Arctowskiego, Półwysep Arctowskiego, Zatoka Arctowskiego, Nunatak Arctowskiego, a nawet dwie Góry Arctowskiego, zarówno w Arktyce, jak i w Antarktyce.
Grób Państwa Arctowskich znajduje się w kwaterze B2 na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Jak informowały osoby, które chciały 1 listopada, w dniu Wszystkich Świętych, pomodlić się za naszego wielkiego polarnika, grób był dość zaniedbany. Zamieściły więc w sieci apel, aby ustanowić nad nim opiekę.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Polska Akademia Nauk.