Załoga śmigłowca nie tylko przywiozła listy i paczki z Polski, ale też zabrała listy polarników do bliskich. Jako, że wracają oni do kraju w listopadzie, a poczta często idzie nawet kilka tygodni, istnieje spore ryzyko, że polarnicy do swych domów dotrą wcześniej niż listy do skrzynek pocztowych. No cóż, tak to już jest na Antarktyce...
Polarnicy otrzymali listy z Polski
Na ten śmigłowiec polscy polarnicy ze stacji im. Arctowskiego, położonej na Wyspie Króla Jerzego w Antarktyce, czekali od miesięcy. Wreszcie pogoda pozwoliła Chilijskim Siłom Powietrznym na dowiezienie poczty z dalekiej Polski. Podczas antarktycznej zimy dzień jest krótki, a huraganowe wiatry wzniecają zamiecie śnieżne ograniczające widoczność do zera, więc lądowanie śmigłowca nie wchodzi w grę.