Obchodzimy 73. rocznicę zrzucenia bomby atomowej na japońską Hiroszimę. Ten dramatyczny dzień, który corocznie wspomina cały świat, zapisał się także na kartach historii meteorologii. Bezchmurne niebo, wysoka temperatura, bliska obecność wyżu atmosferycznego oraz bomba atomowa, stworzyły swoistą mieszankę wybuchową i kataklizm, jaki ludzkość pamiętać będzie po wsze czasy.
6 sierpnia 1945 roku o godzinie 8:16 z superfortecy B-29 Enola Gay na wówczas 275-tysięczną Hiroszimę zrzucono 4-tonową uranową bombę atomową o nazwie Little Boy (mały chłopiec). W chwili gdy ładunek wybuchł na wysokości 580 metrów nad powierzchnią ziemi doszło do gwałtownej zmiany pogody, która oprócz śmiercionośnego promieniowania była drugim czynnikiem, który spowodował śmierć ponad 78 tysięcy mieszkańców miasta.
Eksplozja spowodowała natychmiastowy zanik chmur a temperatura wzrosła tak nagle, że nad miastem pojawiło się kilka tornad, które według ocalałych mieszkańców Hiroszimy, zniszczyły wszystko to, co nie zdołał jeszcze zdmuchnąć z powierzchni ziemi wybuch bomby. Eksplozja na wysokości około 600 metrów nad ziemią była na tyle potężna, że jeszcze wiele dni później w regionie występowały liczne anomalie pogodowe. Poniżej możecie zobaczyć pierwsze zdjęcia po kataklizmie.
Skalę zniszczeń opisuje 70 tysięcy uszkodzonych budynków, z czego prawie 50 tysięcy zostało całkowicie zrównanych z ziemią. Dokonała tego fala uderzeniowa, która była następstwem wyzwolenia dużych wahań ciśnienia atmosferycznego. Rozchodziła się ona od źródła eksplozji promieniście z zawrotną prędkością, wielokrotnie większą niż prędkość dźwięku. Aby zmieść z powierzchni ziemi całe budynki, nawet murowane, wystarczy podmuch o sile kilkuset kilometrów na godzinę.
Podczas wybuchu ładunku wytworzyła się tak duża temperatura, że wszelkie chmury dosłownie wyparowały, a chwilę później ponownie utworzyły się w postaci grzyba atomowego, pełnego gigantycznych ilości skroplonej pary wodnej oraz napromieniowanego pyłu, które wnikały dosłownie wszędzie.
Chmura w kształcie grzyba składała się z niewielkich pyłów i aerozoli, niektórych promieniotwórczych. Powstała na skutek unoszenia się, ochładzania i skraplania nagrzanego wybuchem powietrza pełnego stopionych drobin gleby i resztek materiału, z którego zbudowano ładunek. W momencie eksplozji temperatura sięgała 100 milionów stopni Celsjusza.
Kilka fal uderzeniowych na przemian o bardzo wysokim i niskim ciśnieniu, a także temperaturze, spowodowało nie tylko niszczycielski podmuch, ale także błyskawice o donośnych grzmotach oraz całe serie tornad. Tym drugim zjawiskiem zainteresował się Theodore Fujita nazywany "ojcem tornad". Przeprowadzając badania i pytając świadków zdarzenia doszedł do wniosku, że to właśnie tornada odegrały tego pamiętnego dnia największą rolę.
Trzeba dodać, że tego typu eksplozje są w stanie zupełnie zmyć chmury składające się na tropikalny cyklon czy huragan, a co dopiero na zwykły deszczowy front atmosferyczny. Przez kolejne dni po zrzuceniu bomby w Hiroszimie pogoda popadała w skrajności.
Na skutek dużych różnic temperatury i piętrzenia się chmur burzowych z parujących zgliszczy, wciąż pojawiały się nawałnice i tornada, potęgujące dzieło zniszczenia. Uświadamia nam to, jak wielką moc niszczycielską potrafią mieć ładunki nuklearne, których supermocarstwa posiadają całe tysiące.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Uniwersytet Hiroszimy.