Projekty geoinżynieryjne wciąż spędzają sen z powiek naukowcom, ponieważ nie wiadomo, jak może zachować się ziemska atmosfera, gdy będziemy za pomocą substancji chemicznych próbować zmieniać pogodę lub klimat. Wygląda jednak na to, że Chińczycy w żadnym razie nie obawiają się skutków takich eksperymentów.
Ogłosili, że zamierzają zmienić Wyżynę Tybetańską w żyzną krainę, ale żeby móc to zrobić, trzeba najpierw sprawić, aby na jednym z najsuchszych miejsc na naszej planecie, chciał zacząć padać deszcz. Dlatego też rozmieszczą na obszarze o powierzchni 1,5 miliona kilometrów kwadratowych, pięciokrotnie większym od Polski, specjalne komory spalania paliwa stałego, w których ma być produkowany jodek srebra.
Ta sól o żółtym zabarwieniu, w zetknięciu się z cząsteczkami pary wodnej, będzie powodowała ich kondensację w większe krople. Krople te będą się stawać tak ciężkie, że nie będą mogły ich udźwignąć prądy termiczne i dzięki temu spadną na ziemię w postaci deszczu lub śniegu.
Komory zostały zaprojektowane przez naukowców w taki sposób, aby były wydajne z niesprzyjającym spalaniu środowisku, ponieważ na wysokości około 5 tysięcy metrów nad poziomem morza zawartość tlenu w powietrzu jest dużo niższa aniżeli na nizinach, a przecież by podtrzymać ogień, tlenu musi być odpowiednio dużo.
Eksperci zapewniają, że komory będą tak wydajne, że będą się mogły palić całymi miesiącami, emitując przy tym nieduże ilości dwutlenku węgla, bez poważniejszych konsekwencji dla środowiska naturalnego. Ile w tym prawdy? Niestety, nie wiemy.
Dotychczas Chińczycy rozmieścili już pół tysiąca takich komór w Tybecie i zapewniają, że wyniki są obiecujące. Eksperyment opracowany został przez chińskie ministerstwo obrony i miał się stać nowym rodzajem broni podczas wojny światowej. Tzw. broń klimatyczna miałaby za zadanie wywoływać powodzie lub susze na obszarze wroga, w ten sposób go osłabiając.
Zabrać Indiom mokry monsun
Obecnie na Dach Świata spada zaledwie 100 mm deszczu rocznie. Dla porównania według normy ustalonej przez Amerykańską Służbę Geologiczną (USGS) obszary o rocznej sumie opadów poniżej 250 mm, to pustynie. Jak więc zmienić pustynię w fabrykę deszczu?
Chiny mają chrapkę na wilgotny monsun, który corocznie przynosi ulewy w Indiach. Gdyby udało się go "przeciągnąć" nad Himalajami nad Tybet, to tamtejszy suchy klimat uległby znacznej zmianie, przysługując się miejscowej ludności w postaci nowych obszarów rolniczych.
Nie jest to jednak proste zadanie, ponieważ najwyższy łańcuch górski świata działa niczym zapora, która od południa chroni Tybet przed wilgotnym powietrzem docierającym do południowych podnóży Himalajów znad Oceanu Indyjskiego.
Wilgotne masy unoszą się nad szczytami, gdzie tracą niemal całą zawartość wody, a następnie powietrze opada ku Wyżynie Tybetańskiej już pozbawione wilgoci. Żeby to zmienić, trzeba pobudzać formujące się nad Dachem Świata obłoki do dawania deszczu.
To się może skończyć powodziami
Na zapowiedzi Chińczyków natychmiast zareagowały władze północnych Indii. Obawiają się one, że próby sterowania pogodą mogą spowodować zwiększenie opadów u południowych stóp Himalajów, w ten sposób nasilając katastrofalne powodzie w dorzeczy Brahmaputry. Już teraz powodują one setki ofiar śmiertelnych i kosztowne zniszczenia.
Tymczasem zgodnie z celami projektu geoinżynieryjnego jest otrzymanie dodatkowych od 5 do 10 bilionów metrów sześciennych deszczówki rocznie, co stanowi aż 7 procent rocznego zużycia wody w Państwie Środka. To naprawdę znaczący zastrzyk, więc nie ma się co dziwić, że takie, nawet niezwykle kosztowne, operacje są dla Chińczyków kluczowym elementem planowania przyszłości.
Chiny, które nie dość, że są najliczniejszym państwem świata, zamieszkiwanym przez niemal 1,5 miliarda ludzi, to jeszcze cierpiącym na coraz poważniejsze problemy z dostępem do wody pitnej. Wiele ujęć wody zostało skażonych przez działalność ludzką. Tymczasem bez wody nie ma życia.
Wojny klimatyczne coraz bliżej?
Próby modyfikacji pogody są podejmowane na całym świecie. Prym wiodą w nich Amerykanie i Rosjanie. Ci pierwsi swoje ekperymenty ograniczyli do minimum, ponieważ nie wykazały one większych korzyści. Rosjanie z kolei manipulują pogodą podczas najważniejszych uroczystości państwowych, często z mizernym skutkiem.
Jednakże, aby nikomu nie przyszło do głowy porywanie się z motyką na słońce, w 1976 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję zakazującą modyfikowania pogody dla celów militarnych. Naukowcom pozwolono jedynie "bawić się" klimatem w pokojowych celach.
O tym, że ta zabawa nadal trwa, świadczą właśnie takie doniesienia medialne, jak te o dziwnych najściach agentów CIA na naukowców.
Naukowcy z Uniwersytetu Rutgersa poinformowali media, że pojawili się u nich agenci słynnej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) i zapytali o możliwość współpracy w tematyce zmian klimatycznych. Służby mają być ponoć zainteresowane metodami manipulacji zjawiskami atmosferycznymi.
Czy stajemy się właśnie świadkami rozpoczęcia się nowego rodzaju wojny? A mianowicie wojny klimatycznej? Czy wielkie mocarstwa zamierzają wykorzystywać pogodę do niszczenia wroga? Jak może się skończyć taka ingerencja w siły przyrody? Odpowiedzi na te pytania mogą jeżyć włosy na głowie.
Źródło: TwojaPogoda.pl / South China Morning Post.