Donald Trump, prezydent USA, zrobił to, co zapowiadał już wiele miesięcy temu, rozpoczął nową erę węgla i zerwał globalne porozumienie klimatyczne, które według naukowców ma być ostatnią nadzieją na uratowanie świata przed kataklizmem, który zgotuje mu ocieplenie klimatu.
Środowisko naturalne i jego ochrona jest dla Trumpa bardzo ważna, jednak ważniejsza jest amerykańska gospodarka, boleśnie odczuwająca skutki nakładania kolejnych ograniczeń w emisji gazów cieplarnianych. Dzieje się to według niego kosztem wzmocnienia ekonomii takich państw jak Chiny i Indie, a na to pozwolić nie może.
Polska, która swoją gospodarkę w dalszym ciągu w przeważającej mierze opiera na węglu, może na tej decyzji skorzystać. W Unii Europejskiej sojusznika znaleźć nie mogliśmy, bo to właśnie Unia nałożyła na siebie największe restrykcje w emisji gazów cieplarnianych, które mogą zrujnować gospodarkę mniej zamożnych krajów.
Teraz zasady gry całkowicie się zmieniają, tworząc możliwy sojusz Polski i USA w obronie energetyki opartej na czarnym złocie. Trump zapowiedział, że USA w trybie natychmiastowym zaprzestają wdrażania dotychczasowych regulacji i niebawem rozpoczną negocjacje porozumienia klimatycznego, które będzie dla nich korzystne.
W przyszłym roku Polska będzie już po raz trzeci organizatorem światowej konferencji klimatycznej, na której mogą zapaść kluczowe decyzje odnośnie tego, co dalej dziać się będzie z globalnym porozumieniem klimatycznym po wycofaniu się z niego drugiego największego na świecie emitenta dwutlenku węgla.
Chwila przyjęcia porozumienia klimatycznego w Paryżu w 2015 roku. Fot. ONZ.
Spotkanie przedstawicieli blisko 200 państw odbędzie się nieprzypadkowo w Katowicach, stolicy polskiego węgla, które w ostatnich latach zmieniły się nie do poznania, przeobrażając się z górniczego zagłębia w nowoczesną, prężnie rozwijającą się konurbację, stawiającą na nowe technologie. To wyjątkowa szansa, aby przy udziale nowej administracji amerykańskiej przedstawić swoje wizje ekologii, która wcale nie wyklucza istnienia węgla.
Nie zapominajmy też, że Trump już wcześniej mówił, iż globalne ocieplenie to szwindel wymyślony przez Chiny i dla Chin, aby amerykańskie produkty stały się niekonkurencyjne. Wielokrotnie powtarzał, że nie wierzy iż człowiek ma jakikolwiek wpływ na klimat. Dlatego zdecydował, że zerwie porozumienie paryskie, które w maju w Nowym Jorku ratyfikowane zostało przez 147 krajów spośród wszystkich 195, które podpisały je w grudniu 2015 roku w Paryżu.
Wśród tych największych emitentów, znalazły się nie tylko Stany Zjednoczone, lecz również Unia Europejska, odpowiadająca za 12 procent emisji, a także Chiny i Indie. Gdyby najwięksi emitenci wdrożyli założenia porozumienia, to można byłoby ograniczyć emisję aż o 42 procent.
Do połowy brakowałoby tylko Rosji, która jedyna spośród największych państw, nie ratyfikowała porozumienia, a emituje około 5 procent dwutlenku węgla. Wycofanie się Stanów Zjednoczonych z paktu oznacza, że ograniczenie emisji wśród największych emitentów zmniejszy się o 16 procent, bo właśnie za taką emisję odpowiadają.
Donald Trump w towarzystwie górników przy podpisywaniu dekretu. Fot. AP.
Podczas niedawnego szczytu państw grupy G7 we Włoszech doszło do spięcia między Trumpem a przedstawicielami największych światowych gospodarek. Angela Merkel, kanclerz Niemiec, nie kryła wówczas swojego oburzenia, że USA odsuwają się od Europy.
Merkel próbowała przedstawić Trumpowi założenia łagodniejszego wdrażania porozumienia paryskiego, jednak Trump nawet to wyraźnie zignorował, traktując naciski ze strony Merkel jako narzucanie woli Niemiec. Na zachowanie Trumpa wściekli byli czołowi niemieccy politycy, w tym Martin Schulz, który kandyduje na kanclerza Niemiec we wrześniowych wyborach.
"Moja administracja kładzie kres wojnie z węglem" - tymi słowami Donald Trump skwitował dekret podpisany już w marcu, w towarzystwie kilkunastu górników węglowych, który cofnął większość rozwiązań prawnych stworzonych w ostatnich latach przez ekipę Baracka Obamy, aby chronić środowisko naturalne.
Trump spełnił kolejne zobowiązanie wyborcze, i to zaledwie kilka tygodni po swoim zaprzysiężeniu. Dekret o "wolności energii" zniósł ograniczenia w wydobyciu węgla i produkcji energii na nim opartej na ziemiach federalnych.
Jak twierdzi Trump, rozpoczyna "nową rewolucję energetyczną", która ma nie tylko uczynić węgiel bardziej konkurencyjny wobec odnawialnych źródeł energii, ale także zdecydowanie zwiększyć niezależność energetyczną Stanów Zjednoczonych i przywrócić do pracy tysiące górników.
Trump jest zdeterminowany, aby ożywić amerykańską gospodarkę i przemysł, i jak wielokrotnie już sygnalizował, nie pozwoli, aby na drodze stanęły mu międzynarodowe regulacje i zobowiązania.
Większe wydobycie węgla, spadek jego cen i rosnąca sprzedaż oznaczają także większą emisję dwutlenku węgla, jednego z głównych gazów cieplarnianych, który ma według większości naukowców, przyczyniać się do postępowania globalnego ocieplenia.
Tuż po objęciu władzy przez nowego prezydenta ze strony internetowej Białego Domu usunięte zostały wszystkie artykuły opisujące możliwości przeciwdziałania skutkom globalnego ocieplenia.
Stany Zjednoczone wcale nie są odosobnione w awersji do paryskiego porozumienia, po 2020 roku mającego zastąpić słynny Protokół z Kioto, którego obok Rosji, wciąż nie ratyfikowały chociażby Turcja, Iran, Wenezuela, wiele krajów Afryki, a nawet Rumunia.
Główny negocjator Chin ds. umowy klimatycznej, stwierdził iż Trump nie zachowuje się rozsądnie, bo jako przyszły przywódca świata zachodniego powinien popierać trendy globalne, a te wskazują na balansowanie między ochroną środowiska a rozwojem gospodarczym.
Tymi wypowiedziami Chińczycy mogą sobie strzelić w stopę, ponieważ jako jeden z dwóch największych emitentów gazów cieplarnianych, stając na straży porozumienia klimatycznego i jednocześnie nakładając na siebie restrykcyjne ograniczenia w emisji, godzące w gospodarkę, mogą po wycofaniu się USA, pozostać same na polu bitwy.
Czy wówczas nadal będą tak ochoczo bronić globalnego paktu? A może wycofają się z niego równie szybko, co Amerykanie, tylko że z podkulonym ogonem? Czy pociągną za sobą kolejne kraje? Co czeka porozumienie klimatyczne bez największych graczy? Czy przetrwa? Te pytania powinny znaleźć swoje odpowiedzi w najbliższych miesiącach.