Tak wyglądała ostatnia erupcja wulkanu Wezuwiusz w 1944 roku.
Bardzo niepokojące wieści płyną do nas z Włoch, które w ostatnim czasie doświadczyło dramatycznych w skutkach kataklizmów. Jeśli wierzyć publikacjom tamtejszych naukowców, najgorsze jeszcze nie nadeszło.
Badacze z włoskiego Narodowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii (INGV) na łamach pisma "Nature Communication" informują, że ciśnienie w komorze magmowej wulkanu Pola Flegrejskie (Campi Flegrei) ponad 10-krotnie przekracza próg, od którego w każdej chwili może dość do potężnej erupcji.
Skały ogrzewane przez magmę, która znajduje się już 3-4 kilometry pod powierzchnią ziemi, wzrastającą temperaturę i ciśnienie, ulegają roztopieniu, co grozi destabilizacją gruntu i jego zapadnięciem się oraz uwolnieniem zawartości komory magmowej w powietrze z olbrzymią siłą.
Lokalizacja wulkanów: Pola Flegrejskie, Wezuwiusz i Marsili na mapie. Fot. Google Maps.
Pola Flegrejskie to nie zwyczajny wulkan, lecz superwulkan, zdolny do produkcji magmy o objętości większej niż tysiąc kilometrów sześciennych, czyli tysiące razy większej niż w przypadku normalnych erupcji. Wybuch tego wulkanu może mieć skutki porównywalne z upadkiem dużych rozmiarów meteorytu.
Z powierzchni ziemi w ciągu kilku sekund zniknie nie tylko Neapol zamieszkiwany wraz z przedmieściami przez 3 miliony ludzi, lecz również znaczny fragment włoskiego buta. O nieuchronności erupcji świadczy również stale podnosząca się ziemia w rejonie Wezuwiusza, co ma miejsce nieustannie od 2005 roku. W 2012 roku władze lokalne podniosły ostrzeżenie związane z erupcją obu wulkanów z najniższego stopnia zielonego do żółtego, czyli drugiego w czterostopniowej skali.
Pola Flegrejskie to superwulkan, którego kaldera powstała około 39 tysięcy lat temu. Żaden inny wulkan w Europie nie wybuchł z taką siłą i nie spowodował tak dużych szkód na tle ostatnich 200 tysięcy lat. Popioły opadły w promieniu tysięcy kilometrów od wulkanu i wywołały tzw. wulkaniczną zimę, która panowała przez 2 lata.
Zdjęcie satelitarne kaldery wulkanu Pola Flegrejskie w rejonie Pozzuoli. Fot. Google Maps.
Co więcej, niektórzy badacze uważają, że to właśnie erupcja Pól Flegrejskich spowodowała wyginięcie Neandertalczyków. Jego ostatnia erupcja miała miejsce w 1538 roku, ale niewiele jest źródeł pisanych z tamtego okresu, więc dysponujemy jedynie lakonicznymi informacjami.
Kaldera wulkanu ma około 12 kilometrów średnicy i częściowo znajduje się pod dnem Zatoki Neapolitańskiej oraz miastem Pozzuoli, na zachodnich przedmieściach Neapolu. Mieszkańcy Pozzuoli dosłownie mieszkają w kalderze superwulkanu, co jest widoczne na zdjęciach satelitarnych, w postaci licznych kraterów rozsianych po mieście.
Z kolei nad wschodnimi przedmieściami Neapolu góruje wulkan Wezuwiusz. Wulkanolodzy są zdania, że oba wulkany są one ze sobą połączone i mogą wybuchnąć jednocześnie, na co najmniej kilka lat zmieniając klimat nie tylko w regionie, lecz na całej planecie.
Gęsto zaludnione podnóża wulkanu Wezuwiusz we Włoszech.
Wezuwiusz po raz ostatni dawał o sobie znać w 1944 roku. Jako że miało to miejsce podczas wojny, nie prowadzono szczegółowych pomiarów. Na szczęście erupcja okazała się niewielka. Naukowcy posiadając pełną listę jego erupcji począwszy od początku naszej ery, oszacowali cykl jego przebudzania się na około 20 lat.
Oznacza to, że jego obecne uśpienie jest niezwykłe w skali ostatniego tysiąca lat. Wezuwiusz powinien przebudzić się już co najmniej trzykrotnie, ale tego nie zrobił. To niepokojące, ponieważ oznacza to iż krater wulkanu zatkał się i magma nie może swobodnie wydostać się z wnętrza ziemi. Zakorkowane wulkany są wyjątkowo groźne, ponieważ nie można przewidzieć ich erupcji. Jeśli już ta nastąpi, to za każdym razem jest gigantyczna i niezwykle niszczycielska w skutkach.
Pierwsze oznaki nadchodzącej erupcji?
O skutkach zbliżającej się erupcji świadczą nasilające się trzęsienia ziemi, a także nietypowe zjawiska. Jednym z nich jest tajemnicze wrzenie wody w Zatoce Neapolitańskiej, które zaobserwowane zostało przez miejscowych rybaków.
Kotłująca się woda w Zatoce Neapolitańskiej.
Z kotłującej się wody wydobywały się pęcherze, które przez mieszkańców zostały wzięte za gaz, często towarzyszący zbliżającej się erupcji. Choć miejscowe władze wyjaśniły, że zjawisko spowodowało pęknięcie rurociągu, Neapolitańczycy nie chcą wierzyć w ich wyjaśnienia, sądząc, że mają one na celu jedynie zatajenie prawdy.
Niepokój wzbudzają także szeroko zakrojone badania, jakie w ostatnim czasie prowadzą naukowcy w regionie. Wszędzie rozstawiane są specjalne czujniki, które mają w czasie rzeczywistym przekazywać dane pomiarowe do centrum wulkanologicznego. Nowoczesny sprzęt badawczy został zakupiony kosztem setek tysięcy euro. Jednak czy zdoła powiadomić mieszkańców na czas?
Naukowcy instalują sieć nowoczesnych czujników.
Tego nikt nie wie. Wiadomo jednak, że nawet wzorowe zadziałanie systemu wczesnego ostrzegania, nie uratuje miasta przez kataklizmem. Nie można bowiem w jednej chwili ewakuować milionów ludzi. W samej strefie największego zagrożenia mieszka aż pół miliona ludzi. Jeśli dojdzie do nagłej erupcji, to zginą oni w ciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund.
Nowe plany ewakuacyjne, które zostały opracowane latem zeszłego roku, zdecydowanie rozszerzają tzw. czerwoną strefę, gdzie groźba ze strony Wezuwiusza jest największa. Podczas erupcji nikt nie będzie w stanie wydostać się z zagrożonej strefy, gdyż system dróg i ich przepustowość na to nie pozwalają.
Tak wyglądała ostatnia erupcja wulkanu Wezuwiusz w 1944 roku.
Plan na wypadek kataklizmu zakłada, że ewakuacja obejmie w ciągu 72 godzin 550 tysięcy ludzi z 18 miejscowości rozproszonych na obszarze 200 kilometrów kwadratowych w tzw. czerwonej strefie. Następnie, jeśli na region zaczną opadać trujące popioły, ewakuacja obejmie również strefę pomarańczową i żółtą.
Obrona Cywilna określiła cztery strefy zagrożenia, każdej nadając konkretny kolor. Media z Neapolu i okolic wskazują na to, że jeśli mieszkańcy nie potrafią sobie poradzić z takim problemem jakim są piętrzące się śmieci, to z erupcją wulkanu nie poradzą sobie tym bardziej, a pamiętamy co stało się w 79 roku w Pompejach.
Zagrożenie pod dnem Morza Tyrreńskiego
Jednak Wezuwiusz i Pola Flegrejskie to nie jedyne niebezpieczne wulkany, których erupcja może się rozpocząć lada chwila. Do listy zagrożeń trzeba dopisać jeszcze podmorski wulkan Marsili, który spoczywa pod dnem Morza Tyrreńskiego. Jak wynika z ostatnich badań, struktura tego wulkanu w ostatnich latach wyraźnie się zmieniła, ściany krateru zaczęły tracić stabilność, a komora magmowa ma bardzo dużą powierzchnię i wciąż się powiększa.
Wszystkie te zjawiska świadczą o tym, że wulkan może wybuchnąć dosłownie w każdej chwili. Dla wulkanologów wskazówką o zbliżającej się rychłej erupcji są głównie nasilające się wstrząsy. Do ostatniego doszło pod koniec października ubiegłego roku. Wstrząs miała M5.8, a to oznacza, że był najsilniejszy od wielu lat. Epicentrum trzęsienia znajdowało się zaledwie 70 kilometrów na zachód od krateru.
Tak wygląda wulkan Marsili na skanie dna Morza Tyrreńskiego.
Do tych najsilniejszych wstrząsów dochodzi średnio co 5 lat. Pierwszy odnotowano 5 listopada 2006 roku i miał on równo M5.0. Kolejny nastąpił 3 listopada 2010 roku i miał już M5.1. Ostatni zdarzył się 28 października i był zdecydowanie najsilniejszym z całej serii.
Włoscy naukowcy kilka lat temu przygotowali symulację, która miała ukazać, jak zachowa się wulkan podczas wybuchu i jakie zagrożenie stanowić może dla mieszkańców regionu.
Erupcja może spowodować wyzwolenie fal tsunami, które mogą być niebezpieczne dla zachodnich wybrzeży Kampanii i Kalabrii oraz północnych brzegów Sycylii. Naukowcom trudno jest oszacować jak wysokie mogą być potencjalne fale tsunami, ale pewne jest, że mogą poczynić na wybrzeżach znaczne zniszczenia.
Mapa zagrożonych obszarów podczas erupcji wulkanu Marsili.
Wysokość tsunami będzie oczywiście uzależniona od skali erupcji podmorskiego wulkanu oraz od nawiedzających region trzęsień ziemi. Zbliżająca się erupcja wulkanu Marsili to ewenement, ponieważ jeszcze nigdy w historii wulkan ten nie wybuchał. Nie wiemy więc jakie następstwa może to za sobą pociągnąć.
Wulkan odkryty został w latach 50. ubiegłego wieku, ma 70 kilometrów długości, 30 kilometrów szerokości, 3 kilometry wysokości i znajduje się 450 metrów pod powierzchnią Morza Tyrreńskiego.
Nie zdarzył się cud św. Januarego
Choć niektórzy mogą odebrać to jako zabobon, to jednak mieszkańcy włoskiego Neapolu z dużą powagą uczestniczą w uroczystościach w Kaplicy Królewskiej tamtejszej katedry, gdzie od czternastego wieku trzy razy w roku ma miejsce zjawisko skroplenia się zakrzepniętej krwi św. Januarego.
Wierni zbierają się na mszy świętej w sobotę poprzedzającą pierwszą niedzielę maja, 19 września w dzień męczeństwa świętego oraz 16 grudnia w rocznicę wybuchu Wezuwiusza. Właśnie w tym ostatnim dniu do skroplenia się krwi nie doszło, co bardzo zaniepokoiło Włochów.
Relikwia św. Januarego. Fot. Paola Magni / Wikipedia.
Opat kaplicy, prałat Vincenzo De Gregorio, próbował uspokajać wiernych, aby nie myśleli o tragedii i nieszczęściu, lecz dalej się modlili. Wszyscy jednak dobrze wiedzą, że brak cudu oznaczał na tle historii same nieszczęścia. Co więcej, również podczas wizyty papieża Franciszka w marcu 2015 roku krew stała się płynna tylko częściowo, co odebrano jako zły omen.
Przemiany nie było m.in. w 1939 roku, gdy wybuchła druga wojna światowa, również rok później, gdy Włochy do niej przystąpiły i ponownie w 1943 roku, gdy kraj został zajęte przez Niemców. W 1980 roku krew również pozostała zakrzepnięta i miało miejsce katastrofalne trzęsienie ziemi.
W 1973 roku Neapolitańczycy zmagali się z kolei z epidemią cholery. Wcześniej brak cudu zbiegał się z wybuchem prześladowań religijnych, erupcją Wezuwiusza, trzęsieniami ziemi, rewolucjami, wojnami i śmiercią królów, arcybiskupów i papieży.
Symulacja erupcji wulkanu Pola Flegrejskie.
Mieszkańcy Neapolu najbardziej obawiają się drzemiących pod miastem aż dwóch wulkanów, Wezuwiusza i Pól Flegrejskich. To właśnie przed erupcją tego pierwszego św. January ochronił miasto w 1631 roku, gdy lawa z wydostającego się Wezuwiusza zatrzymała się u granic Neapolu. Zdarzenie to uznaje się za jeden z najbardziej niezwykłych cudów, jaki dokonał się za wstawiennictwem świętego Januarego.
Według księdza Giovanniego Cavalkoni, który udzielił kontrowersyjnego wywiadu stacji radiowej "Maria", Włochy ściągnęły na siebie gniew Boży z powodu "wypaczania instytucji rodziny i obrażania świętości małżeństwa".
O kataklizmie, który może spotkać Włochy, wspominał w swoich przepowiedniach Ojciec Klimuszko. Mówił, że przyjdą potężne trzęsienia ziemi, a część włoskiego buta znajdzie się pod wodą.
Źródło: