Mieszkańcy brzegów jezior podczas zimowych wichur nie mogą spać spokojnie. Ich domy w oka mgnieniu mogą zostać zmiażdżone przez zjawisko, o którego istnieniu wielu z nas nawet nie słyszało. Nagrania wrzucane do sieci codziennie poszerzają nasze horyzonty sprawiając, że wciąż odkrywamy cuda natury, zarówno piękne, jak i bardzo niebezpieczne.
Jednym z nich jest tzw. lodowe tsunami. Fenomen ujawnia się rzadko, ale jego skutki mogą być opłakane. Powstaje on, gdy przez dłuższy czas utrzymuje się mróz. Wówczas brzegi jeziora czy morza zaczyna pokrywać lód. Podczas sztormu wysokie fale zaczynają spychać masy lodu na brzeg i kruszą je, niczym taran.
Jeśli w bezpośrednim pobliżu akwenu znajdują się zabudowania, a fale są dostatecznie duże, wówczas hałdy lodu mogą być wypychane nawet dziesiątki metrów od brzegu i tym samym powodować uszkodzenia zabudowań. Do takiego właśnie zjawiska doszło w poprzednich latach nad Wielkimi Jeziorami w USA i Kanadzie. Lodowe tsunami zaczęło wyważać drzwi i wybijać okna, wdzierając się do domów.
Co ciekawe, u nas też podobne zjawisko się pojawia, choć ma dużo mniejszą skalę i póki co nie spowodowało szkód. Ujrzeli je m.in. spacerowicze, którzy wybrali się w lutym 2017 roku nad Zatokę Pucką, która jest jedynym w naszym kraju akwenem bezpośrednio połączonym z Bałtykiem, który zamarza w całości niemal każdej zimy.
Dzieje się tak dlatego, że zatoka jest płytka i występują tam słabe fale morskie. Niemal stojąca woda latem osiąga najwyższą temperaturę wzdłuż całego Bałtyku, zaś zimą najszybciej się ochładza i zamarza.
Silny wiatr wiejący z kierunku zachodniego zaczął przesuwać krę lodową z jednego krańca Zatoki Puckiej na drugi. Kra została wypchnięta na plażę na wysokości Cypla Rewskiego, gdzie ulegając kruszeniu zaczęła wydawać donośne dźwięki.
Źródło: TwojaPogoda.pl