Wrocław znalazł się wśród miast, na które przez ostatnich wiele miesięcy spadły najmniejsze ilości opadów. Październik ubiegłego roku był jeszcze mokry. Spadło 70 mm deszczu, a więc dwukrotnie więcej niż wynosi norma wieloletnia.
Jednak listopad okazał się już suchy. Późną jesienią, gdy pada mało, a często świeci słoneczko, jesteśmy zadowoleni z pięknej pogody i przedłużającego się babiego lata. Nikomu wtedy jeszcze przez myśl nie przeszło, że to pierwsza oznaka wielkich problemów.
Każdy kolejny miesiąc był coraz to suchszy. To zimą nic nowego, jednak normy opadów nie były wypełniane nawet w połowie. W grudniu na stolicę Dolnego Śląska spadły 23 mm opadu, a powinny 32 mm. W styczniu było równie źle, zaledwie 13 mm w stosunku do normy na poziomie 27 mm.
Jednak najbardziej suchy okazał się luty. Suma opadów wyniosła tylko 1,6 mm, a powinna być ponad 15 razy większa. To był najbardziej suchy luty od dokładnie 40 lat, gdy odnotowano rekordowo niską sumę opadów, zaledwie o 0,1 mm mniejszą od tej.
W marcu i kwietniu niedostatek opadów był niewielki, jednak w maju odchylenie sumy opadów od normy wieloletniej znacznie się zwiększyło. Zamiast 58 mm deszczu spadło go tylko 40 mm. W czerwcu niedobór opadów znów się powiększył. Spadło tylko 75 procent normy deszczu.
W sumie przez 8 miesięcy, które przyniosły niedostatek opadów, na Wrocław spadło 218 mm deszczu w stosunku do normy z lat 1981-2010, która wynosi 313 mm. Odnotowano tym samym zaledwie 70 procent normy opadów.
Susza wciąż nie ustąpiła
W lipcu susza zaczęła ustępować. Spadł o 1 mm deszczu więcej niż wynosi norma. Jednak do całkowitej poprawy sytuacji wciąż jest daleko, o czym świadczy najnowszy raport Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNG) w Puławach.
Według niego w okresie od 1 czerwca do 31 lipca 2018 roku na obszarze Polski nadal panowała susza rolnicza. Średnia wartość Klimatycznego Bilansu Wodnego (KBW) dla kraju, na podstawie którego dokonywana jest ocena stanu zagrożenia suszą, była ujemna, wynosiła -109,3 mm. W kolejnym już okresie wartość KBW uległa zwiększeniu, tym razem o 12,0 mm.
Na dużym obszarze Polski zanotowano znaczny wzrost wartości KBW, w niektórych rejonach kraju od 10 do 20 mm. Natomiast w zachodnich i północnych obszarach Polski notowano obniżenie tych wartości od kilku do 10 mm.
W dalszym ciągu najniższe wartości KBW występowały w Poznaniu i na terenach przyległych do tego miasta. W obecnym okresie podobnie jak w tym sprzed dziesięciu dni, deficyt wody na tym terenie wynosi nadal od -190 do -199 mm.
W dalszym ciągu duży deficyt wody od -170 do -189 mm notowany jest na terenie Niziny Szczecińskiej, na Wysoczyźnie Żarnowieckiej, Wzniesieniach Zielonogórskich na Wale Trzebnickim na Wysoczyźnie Lubińskiej oraz na Równinie Legnickiej.
W pozostałej zachodniej części kraju niedobory wody wynoszą od -100 do -169 mm. Natomiast we wschodniej części Polski notowany jest mniejszy deficyt wody od 0 do -100 mm z wyjątkiem Równiny Wołomińskiej, Garwolińskiej oraz Łukowskiej gdzie deficyt ten wynosi od -120 do -139 mm.
Susza dotyka uprawy krzewów owocowych, roślin strączkowych, tytoniu, zbóż jarych i kukurydzy na kiszonkę. Zagrożonych jest 55 gmin, co stanowi 2 procent gmin w kraju, głównie w woj. lubuskim, wielkopolskim, dolnośląskim, zachodniopomorskim i pomorskim.
To dopiero początek problemów
Wielomiesięczna susza okazała się niezwykle kosztowna. Jak informuje Ministerstwo Rolnictwa, suszą dotkniętych jest aż 135 tysięcy gospodarstw i 2 miliony hektarów upraw. Straty finansowe przekraczają miliard złotych.
Złagodnienie suszy nie oznacza wcale, że sytuacja szybko się poprawi. Sezon rolniczy za kilka tygodni dobiegnie końca, jednak niedobór wód gruntowych może sprawić, że tegoroczne problemy z niedostatkiem opadów wpłyną również na przyszłoroczną wegetację.
Zależne będzie to również od ilości opadów, jakie spadną w następnych miesiącach, zwłaszcza zimą. Jeśli będzie ona łagodna i mokra, to pół biedy. Gorzej, jeśli okaże się mroźna i sucha. Wówczas kłopoty z posuchą zostaną zamrożone do przyszłej wiosny i dadzą się we znaki rolnikom już na początku sezonu.
Susza dotknęła w tym roku nie tylko Polskę, ale znaczną część Europy. Pas największego niedostatku opadów ciągnie się od Anglii po Niemcy. Tam odnotowano rekordowo niskie sumy opadów, które sprawiły, że roślinność wyschła na wiór, a gleba popękała.
Skutki suszy nadal są widoczne na zdjęciach satelitarnych. Zwykle zielone w środku lata angielskie pola mieniły się całymi tygodniami barwami żółci i brązu. Przypominały krajobrazy znane z Afryki Subsaharyjskiej.
Problem suszy może wracać, i to coraz częściej, bo jak twierdzą naukowcy, zmiany klimatyczne będą coraz dotkliwiej dawać się nam we znaki. Dotąd względnie stabilna aura będzie popadać w skrajności. Po suszach nadejdą powodzie, a te zakończą kolejne susze.
Zagrożenie suszami wzrasta
Ciężkie susze, powodujące znaczne obniżenie się poziomu wód w rzekach oraz poziomu wód gruntowych, notowano w latach 1969-1970, 1983-1984, 1990-1993, 2003 i 2014-2015 roku. Klimatolodzy przewidują, że susze regionalne będą coraz częstsze, już w ciągu najbliższych 10 lat. Gdy definitywnie skończy się okres wilgotny, grożą nam znacznie gorsze susze ogólnokrajowe. Czy będziemy na nie gotowi?
Dramatyczne susze zdarzały się w Polsce wielokrotnie, najczęściej w średniowieczu oraz na początku czasów nowożytnych. Najwięcej wiemy o suszach, które dotykały ziemie polskie w szesnastym, siedemnastym i osiemnastym wieku, czyli podczas tzw. Małej Epoki Lodowej.
Średnie temperatury powietrza były wówczas na tyle niskie, że parowanie spowolniło, a na ziemię spadło znacznie mniej deszczu i śniegu niż obecnie. Po suchych i mroźnych zimach nadchodziły równie suche i chłodne okresy letnie.
Badania przeprowadzone przez polskich naukowców w ramach projektu "Klimat", ujawniły, że największe susze w skali lokalnej nawiedzały ziemie polskie w latach 1801-1850, w skali regionalnej w latach 1701-1750, zaś w skali ogólnokrajowej w latach 1651-1700. Przynajmniej 10-krotnie w skali 50-lecia susze miały znaczny zasięg i poczyniły dotkliwe szkody.
Susza, głód, pomór i epidemie
Wyjątkowo suche i upalne lato miało miejsce w 1310 roku. - W tym roku lato było nadzwyczaj gorące, z przyczyny wielkich upałów, zboża w polu, przeciw zwykłemu porządkowi, już przed św. Janem Chrzcicielem dojrzały; rzeki tak powysychały, iż ich koryta prawie bez wody pozostały - pisał w "Historii naturalnej ciekawej Polski i Litwy" ks. Gabriel Rzączyński.
77 lat później sytuacja powtórzyła się, lato roku 1387 było wyjątkowo gorące i suche. Podobnie było w 1433 roku. - Lato było tak gorące i suche, że paliły się we wszystkich stronach lasy, krzaki, i zarośla ogniem niepowstrzymałym, który nie dał się ugasić, póki wszystkie drzewa z korzeniami nie strawił - pisał Jan Długosz.
Tak było również w 1539 roku, wspomniany ks. Rzączyński pisał, że Wisłę pod Grudziądzem konno przechodzono, bez pływania, tak niski był stan wody spowodowany długotrwałą suszą. Susze i upały panowały w latach 1540, 1708, 1718, 1719. Wypalone zostały zboża, co spowodowało wzrost ich ceny. Sprowadzano żywność, panował głód, pomór i epidemie.
Sytuację pogarszał fakt, że w niektórych przypadkach susze następowały rok po roku (1539-1540, 1718-1719). Również wiek XIX i XX nie ominęły podobne kataklizmy. W 1894 roku suma opadów wynosiła zaledwie 58 procent średniej wieloletniej, a w 1942 roku średni opad roczny wyniósł tylko 54 procent.
Źródło: TwojaPogoda.pl / IUNG / IMGW.