Wczoraj (1.08) fala upałów osiągnęła swe apogeum. Tak, jak się spodziewaliśmy, najgoręcej było przy granicy z Niemcami, gdzie w Słubicach odnotowano 35,5 stopnia w cieniu. To jak dotychczas najwyższa temperatura od początku tego roku w Polsce.
Lokalnie mogło być jeszcze goręcej, jednak pamiętajmy, że liczą się jedynie oficjalne pomiary, które wykonywane są w warunkach zgodnych z surowymi wytycznymi Światowej Organizacji Meteorologicznej, a więc przede wszystkim w głębokim cieniu i na otwartej przestrzeni, z dala od zabudowań.
W ostatnich dniach przesyłaliście nam zdjęcia swoich zaokiennych i samochodowych termometrów, jednak ich wskazania często były błędne, właśnie z powodu ich umiejscowienia, w pobliżu silnie nagrzanej ziemi, ściany budynku czy też podwozia samochodowego.
Wczoraj żar rozlał się niemal po całym kraju, nie dotarł jedynie w góry oraz miejscami w regiony południowo-wschodnie. Najgoręcej było na zachodzie i w centrum, przeważnie od 32 do 34 stopni. Biegunem ciepła była Ziemia Lubuska, gdzie odnotowano powyżej 35 stopni.
Nie wszędzie żar był odczuwany w podobny sposób, ponieważ na zachodzie towarzyszyła mu niska wilgotność powietrza, spadająca do około 35 procent. Tymczasem na wschodzie było nieznośnie parno i duszno, bo wilgotność nie chciała spaść poniżej 60 procent.
Dzień rozpoczął się bardzo gorąco, ponieważ już o godzinie 9:00 termometry na krańcach zachodnich i północno-zachodnich pokazywały 26 stopni, a od 10:00 miejscami panował już upał, który nie chciał odpuścić nawet do godziny 21:00. To oznacza, że panował niemal przez pół doby, i to nieustannie.
Zarówno noc z wtorku na środę (31.07/1.08), jak i miniona ze środy na czwartek (1/2.08) przyniosła nam najwyższe temperatury minimalne od początku tego roku. W Zielonej Górze, Koszalinie czy w Helu temperatura przez całą dobę, nawet w najchłodniejszej jej części, nie spadła poniżej 23 stopni. Było tak ciepło, jak często o tej porze roku bywa popołudniami.
Dzisiaj (2.08) temperatury będą średnio o 1 stopień niższe od wczorajszych. Upał nadal będzie panować na większym obszarze kraju, jedynie poza niektórymi regionami wschodniej części Polski, a zwłaszcza południowo-wschodniej, gdzie odnotujemy około 29 stopni. Poza tym będzie przeważnie od 30 do 33 stopni, a przy granicy z Niemcami do 34-35 stopni w cieniu.
Podobnie, jak w poprzednich dniach, znów pojawiać się będą lokalne burze, które tym razem najbardziej gwałtowne oblicze pokażą na północnym zachodzie, częściowo na Pomorzu, Warmii, Kujawach, Ziemi Lubuskiej i w Wielkopolsce. Tam w ciągu jednej godziny może spaść nawet 30-50 mm deszczu, miejscami z gradem o średnicy do 2-3 cm i wiatrem w porywach do 80-90 km/h. Znów możliwe są podtopienia, jak wczoraj w Gdańsku.
Z każdym kolejnym dniem temperatury będą o 1-2 stopnie niższe, i jeśli wierzyć najnowszym prognozom, upał ustąpi jeden dzień wcześniej niż wskazywały na to wczorajsze przewidywania. To oznacza, że ostatnim upalnym dniem będzie sobota (4.07), a w niedzielę (5.07) termometry pokażą od 20-23 stopni na północy do 28-29 stopni na południu kraju.
Zdecydowaną ulgę poczujemy zaś w poniedziałek (6.08), gdy temperatura w większości regionów sięgnie najwyżej od 23 do 25 stopni, a więc całkiem przyjemnego, normalnego poziomu, jak na tę porę roku. Noce zaś miną pod znakiem 13-15 stopni, dodatkowo chłodząc powietrze o porankach, gdy będziemy zmierzać do pracy, już bez spoconego czoła. Do końca upałów już tylko 3 dni.
Źródło: TwojaPogoda.pl / IMGW-PIB.